piątek, 30 października 2015

Rozdział 32

Jest notka kochani! :* Przepraszam za spóźnienie, ale wybaczycie mi prawda? :( Mam nadzieję, że się spodoba! ;) Nie przedłużam. Czytajcie! I pamiętajcie K.O.M.E.N.T.A.R.Z.E!!!! :D Miłego czytania! :*
***
Po tej jednej jedynej próbie James więcej nie prosił mnie o pomoc w nauce. Może zrozumiał, że nie życzę sobie takiego zachowania? Nie przejmowałam się nim. W tamtej chwili najważniejsza dla mnie była nauka. Egzaminy były, co prawda za dwa miesiące, ale ja nigdy nie robiłam nic na ostatnią chwilę. Zauważyłam, że ostatnio moje przyjaciółki nie mają dla mnie czasu. Spędzają go ze swoimi chłopakami, a że ja nie miałam na to ochoty, nie widywałam się z nimi prawie wcale. Nawet w dormitorium nie mogłyśmy porozmawiać, gdy ja się budziłam one jeszcze spały, gdy ja się kładłam ich jeszcze nie było, a na zajęciach nie pogadamy, wiadomo. Z początku nie przeszkadzało mi to, bo dużo się uczyłam i nie zważałam na to, ale po pewnym czasie, gdy robiłam sobie przerwy w nauce i zwyczajnie leżałam na łóżku docierało do mnie, jak bardzo jestem samotna. Nie chciałam wyjść na idiotkę, więc nie mówiłam nic dziewczynom. Może liczyłam, że to one pierwsze coś zrobią w tym kierunku? Nie mam pojęcia. Wiedziałam, że tak się nie stanie, ale jednak ta cicha nadzieja, gdzieś we mnie tkwiła. Któregoś wieczoru siedziałam w dormitorium. Sama oczywiście. W sumie to się nudziłam, więc postanowiłam zrobić porządek we wszystkich swoich rzeczach. Przeglądałam wszystkie zdjęcia, papiery, ciuchy, biżuterię. Wszystko. Włączyłam płytę mojego ulubionego zespołu i oglądałam akurat zdjęcia od pierwszej klasy w Hogwarcie. Nie mogłam, a nawet nie chciałam powstrzymywać łez. Wspomnienia sprawiły, że strasznie zatęskniłam za przyjaciółkami. Uświadomiłam sobie, że nie rozmawiałam z nimi już od kilku dni. Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju, miałam nadzieję, że to któraś z dziewczyn, ale ku mojemu zdziwieniu był to Remus.
- Nie wiem, gdzie jest Ann.- Powiedziałam, tłumiąc łzy.
- Nie przyszedłem tu w jej sprawie.- Odpowiedział cicho.- W zasadzie ja też nie wiem, gdzie się teraz podziewa. Zauważyłem, że ostatnio w ogóle z nami nie przebywasz, nie rozmawiasz z dziewczynami. Coś się stało między wami?
„Dlaczego on musi mnie widzieć w takim stanie?!” pomyślałam.
- James się stał. Nie mam ochoty go widywać. Dla niego liczy się tylko podryw. Nie jest w stanie zrozumieć, że nie mam ochoty się z nim umawiać. Ciągle gra w jakieś swoje gierki. Jednego dnia jest super, świetnie, a drugiego kłócimy się, a on staje się arogancki i niemiły wobec mnie.- Zdziwiłam się, że aż tak otworzyłam się przed Remusem, który siedział teraz obok mnie i mnie obejmował.- On jest waszym kumplem, więc przesiaduje z wami, a ja nie mam ochoty go widywać, więc oddalam się również od dziewczyn, które widocznie wolą spędzać czas z wami niż ze mną. Ale rozumiem. Miłość ponad wszystko, nawet przyjaźń. Nie chodzi mi o to, że mają z wami czasu nie spędzać, ale naprawdę nie mogą przyjść wieczorem ciut wcześniej, żeby ze mną chociaż posiedzieć w tym cholernym pokoju?! W ciszy, skupione każda na swoim zadaniu, ale RAZEM?! Nie jestem zła, tylko mi zwyczajnie przykro.
Mówiąc to, łzy leciały jedna za drugą. Remus przez cały czas milczał, dając mi tym samym możliwość wygadania się. Gdy w końcu dałam mu dojść do słowa, powiedział:
- Całkowicie cię rozumiem. Nie wiem, jak się czujesz, mogę sobie tylko wyobrazić, ale rozumiem, że czujesz się odrzucona. Mam tylko jedno pytanie. Dlaczego to ty nie wykonasz tego pierwszego kroku?
Nawet nie zauważyłam kiedy przenieśliśmy się na moje łóżko i leżeliśmy oboje, patrząc w sufit.
- Nie chcę wyjść na idiotkę, dając tym samym Jamesowi satysfakcję.
- Dlaczego wszystko kręci się wokół tego pajaca?- Zapytał.
- Myślałam, że się przyjaźnicie, a ty tak go nazywasz?
- Przyjaźnimy się, ale wiem jaki potrafi być wkurzający. Naprawdę Lily, nie bronię go, ale on jest bardzo fajnym chłopakiem. Rozpieszczonym trochę, ale fajnym. Może gdybyś dała mu szansę, żeby go poznać to by było inaczej?
- Dawałam mu taką szansę wiele razy.- I znów płakałam.
- Hej! Nie płacz!- Wstał i podał mi rękę.- Chodź.
- Dokąd? Nie mam na nic ochoty.- Mruczałam pod nosem.
- Nie ma gadania! Idziemy!
Na korytarzu zawiązał mi oczy jakąś opaską. Ufałam mu i dałam się poprowadzić. Szliśmy z dobre dziesięć minut.
- Poczekaj tu.- Nakazał mi i gdzieś poszedł.
Nie wiedziałam, gdzie jestem, ale nie zdejmowałam opaski. Po chwili Remus wrócił i prowadził mnie dalej. Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia to było pewne, ale byłam strasznie ciekawa, dokąd mnie zaprowadził. W końcu zdjął mi opaskę, a moim oczom ukazał się niesamowity widok. Przede mną stał mały stoliczek, przykryty białym obrusem. Na stoliku stały pozapalane świeczki, wokół nich było kilka potraw. W pokoju panował półmrok. Remus podszedł do mnie z jakimś małym pudełeczkiem.
- Wszystkiego najlepszego.- Powiedział i się uśmiechnął.
„Właśnie! Dzisiaj kończę piętnaście lat!” pomyślałam. Remus podarował mi złotą bransoletkę z moim imieniem. Nie wiedziałam, co powiedzieć, bo byłam zaszokowana, więc wykrztusiłam tylko „dziękuję”. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że nikt mi nie złożył życzeń, począwszy od rodziców, a kończywszy na moich przyjaciółkach. Właśnie przyjaciółki. Rozumiem nie rozmawiać ze mną, ale o urodzinach zapomnieć? Znów mi było przykro, ale Remus zaprosił mnie do stolika i zaczął opowiadać różne śmieszne historie, żebym się rozweseliła. Był cudownym przyjacielem. Tego właśnie potrzebowałam. Rozmowy, śmiechu z kimś bliskim, na kim mogę polegać. Po kolacji odprowadził mnie pod dormitorium. Staliśmy jeszcze przez chwilę i rozmawialiśmy aż w końcu przytuliłam się do niego i powiedziałam:
- Dziękuję ci za wszystko.
- Nie ma sprawy Lily. Jeśli znowu będziesz miała chwilę załamania to wiesz, gdzie mnie szukać.- Mrugnął do mnie, odwrócił się i poszedł do siebie.
Gdy weszłam do dormitorium byłam strasznie zdziwiona tym, co zobaczyłam. Nie mogłam ukryć zadowolenia i łez. Przynajmniej teraz były to łzy szczęścia.
***
Staliśmy na błoniach. Robiło się już ciemno.
- Cholera! Nadal nie wiem jak ich skłócić.
- Jessica daj spokój.- Powiedział Carl.
- Po czyjej jesteś stronie?! Ta debilka nie chce mi pomóc, więc jesteś moją jedyną nadzieją.
- Myślałem, że się przyjaźnicie?
- Żartujesz sobie? Ja i Emily? Haha! Proszę cię ona jest dla mnie nikim, ale zadaję się z nią, bo to jest córka szefowej mojej mamy i nie chcę, żeby moja mama straciła pracę, bo ta idiotka coś nagada swojej mamie. To jak? Pomożesz? Właśnie wymyśliłam genialny plan.
- Ciekawe jaki.- Prychnął.
- Bardzo prosty. Powiesz Syriuszowi, że Dorcas cię pocałowała i podrywała, a ja powiem Dorcas, że Syriusz mnie całował i podrywał. W końcu tak się pokłócą, że nie będą chcieli nawet nic wyjaśniać. Zgoda?
- Eh.- Westchnął.- Niech ci będzie.
***
- Niespodzianka!- Krzyczały.- Wszystkiego najlepszego nasz ty rudzielcu!!
Dor podbiegła do mnie i jako pierwsza złożyła mi życzenia. Zaraz po niej podbiegły do mnie Ann i Alicja. Byłam za nimi tak stęskniona, że nie chciałam prezentu. Ważne, że były tu ze mną.
- Boże! Jak ja za wami tęskniłam!
- My za tobą też Lilka!
- No nie wiem .. – Mina mi nieco zrzedła.- Nie odzywałyście się do mnie. Myślałam, że wolicie chłopaków, a ja jestem ta mniej ważna.- Dodałam cicho.
- Co za bzdury opowiadasz?!- Powiedziała Alicja podchodząc do mnie i znów mnie przytulając.- Jesteś dla nas najważniejsza! Chrzanić chłopaków! Wiemy, jak mogłaś się czuć, ale myślałyśmy, że chcesz się uczyć .. Ciągle przesiadywałaś w dormitorium przy książkach no i jeszcze James ..
- Wiem, wiem. Za nic was nie winię. Kocham was i nie mogę się na was długo gniewać.
Reszta wieczoru upłynęła spokojnie. Oczywiście musiałyśmy wszystko obgadać. Okazało się, że rodzice podesłali dla Dorcas mój prezent. Nie wiem tylko dlaczego. Postanowiłam, że jak tylko rano wstanę to do nich napiszę. Dostałam od nich białą bluzę w kwiatki i czarne spodnie rurki. Dziewczyny wypytywały mnie o Jamesa, a ja pytałam je o ich chłopaków. Niczego nowego się nie dowiedziałam poza tym, że Alicja i Frank ostatnimi czasy często się kłócą. Podobno Alicja rozmawiała z jakimś chłopakiem z siódmej klasy, a Frank jest strasznie zazdrosny.
Nasz spokój przerwała jakaś wysoka blondynka z piątego roku, która wparowała do naszego pokoju bez pukania.
- Dorcas!- Krzyknęła zdyszana.- Syriusz …
- Co z nim?
- Ej chwila kim jesteś?- Zapytała Ann, nie ukrywając swojej złości.
- Nie twoja sprawa. Dorcas, Syriusz właśnie mnie podrywał, a na koniec pocałował!
- Niee. Syriusz by mi tego nie zrobił.
- Idź do niego i zapytaj, ale na bank się wszystkiego wyprze, bo kazał mi nie mówić o tym, ale ja chciałam być wobec ciebie fair.
- No jasne .. Gdzie on jest?
-Przed chwilą był w pokoju wspólnym.
Cała nasza piątka zeszła do pokoju wspólnego, w którym rzeczywiście siedział Syriusz. Gdy podeszłyśmy nawet nie spojrzał na Dorcas.
- Skarbie możemy porozmawiać?- Zapytała Czarna.
- Nie mamy o czym. Z nami koniec.
- Słucham?! Pocałowałeś raz jakąś dziewczynę i od razu ze mną zrywasz?! To ja powinnam zerwać za to z tobą jeśli już!
- Ja pocałowałem inną? To ty podrywasz chłopaków i się z nimi całujesz! Myślałem, że mnie kochasz!
- Bo kocham debilu!
- Ta? Jakoś przed chwilą rozmawiał ze mną pewien chłopak i powiedział, że wczoraj się z nim spotkałaś i zaczęłaś flirtować, a na koniec go pocałowałaś!
- Ale ty jesteś głupi!
Wszyscy obecni w pokoju wspólnym przypatrywali się naszej kłótni.
- Tak. Głupi, że z tobą byłem ..
- Nie, nie dlatego. Miałam na myśli, że głupi, bo cały wczorajszy dzień spędziłam z tobą, więc nie ma szans, że z kimkolwiek innym się spotkałam! Ale skoro ty żałujesz, że ze mną byłeś to ja cię nie zatrzymuję! Droga wolna! Możesz się lizać z kim chcesz! Mi już nie zależy!- Odwróciłam się na pięcie i poszłam z powrotem na górę, żeby nikt nie zauważył, że płaczę.
- Cholera Meadows!- Syriusz zaczął iść w jej stronę, ale go powstrzymałam.
- Nie. Ja pójdę. Ty pogadaj z tą dziewczyną.- Wskazałam na blondynę.
***
- Dor?- Zapytałam, wchodząc do pokoju. Nie odpowiedziała mi, ale słyszałam ciche chlipanie za kotarą jej łóżka.- Ej. Mogę?
Ledwo usłyszałam jej ciche „mhm”. Odsłoniłam kotary i ułożyłam się obok niej. Dorcas położyła głowę na moim brzuchu, a ja zaczęłam bawić się jej włosami. Leżałyśmy w milczeniu. Wiedziałam, że nie chce pocieszenia. Potrzebowała się wypłakać, a na rozmowę jeszcze przyjdzie pora.
***
- Co to było?!- Krzyczałem.- Co to za akcja?!
Stałem naprzeciwko Jessici i Carla. Znałem ich, bo ich rodzice pracują w Ministerstwie Magii i oboje tym się chwalą. Żadne z nich nie odpowiedziało na moje pytanie. Mimo to, że byłem młodszy od Carla byłem od niego wyższy i silniejszy, więc miałem przewagę.
- Pytam jeszcze raz. O co chodziło z tą chorą akcją?!
- N- nic.- Wyjąkał Carl.- Pytaj Jessicę.
- Nie wymigasz się frajerze.- Powiedziała Jessica.
- Panuj nad sobą Jessica.- Powiedziałem.- Powiecie ładnie po co to zrobiliście czy mam iść wykraść Veritaserum dla Slughorna?
- Dobra powiem ci. Chciałam cię skłócić z Dor, bo to ja powinnam być twoją dziewczyną!-
- Ty jesteś popieprzona! Jestem szczęśliwy z Dorcas to ty musisz coś wymyślić, żeby nas skłócić! Nie jestem tobą zainteresowany! Myślałem, że dałem ci to do zrozumienia, jak ostatnio próbowałaś się ze mną umówić? Jeszcze wciągnęłaś w to Carla! Znam go na tyle, że wiem, że czegoś takiego by nie wymyślił sam. Posłuchajcie. Trzymajcie się z dala ode mnie i moich przyjaciół jasne?! Jeszcze jedna taka akcja, a inaczej pogadamy!- Powiedziałem i podszedłem w stronę dormitorium dziewczyn.
Gdy wszedłem na górę chciałem zapukać, ale zawahałem się. „A może ona potrzebuje czasu? Nie chcę jej denerwować, a tym samym pogorszyć sytuacji. Kurde co robić? Eh. Skoro już tu jestem to z nią pogadam” pomyślałem i zapukałem dwa razy. 

wtorek, 27 października 2015

Brak tytułu. :D

Ejjj miśki moje kochane. :D Mogę tak na Was mówić? :3 Powiem Wam iż gdyż ponieważ nowa notka pojawi się w ... Uwaga, uwaga. PIĄTEK!! :) Przepraszam, że tyle musicie czekać, ale ten czas ostatnio tak szybko zapierdziela, że masakra. ;-; W piątek na 10000000000000000000000000000000000% będzie notka. ;) Nie zawiodę Was!!! :* <3 Tylko zaglądajcie na bloga tak między 18 a 21. ;) Wcześniej raczej się nie pojawi. ;)  Coś jeszcze? :/ Aaa jeśli ktoś przestanie czytać mojego bloga przez to, że nie wstawiam notek za często to będzie mi bardzo przykro. :(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:(:( No to chyba wszystko na dziś. :* Nie opuszczajcie mnie!!! :( Przepraszam jeszcze raz! :* <3

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 31

No i notka jest! :D Miała być na początku września i tak jakby jest. :P Mam nadzieję, że się spodoba. Trochę czasu nad nią siedziałam. ;) Nie będę się tym razem rozpisywać. ;) Przypomnę tylko o KOMENTARZACH! :D Miłego czytania kochani! :*
***
Kolejny tydzień minął i znów kolejna sobota. Od kilku dni bez przerwy wiało i lało, więc siedzieliśmy przy kominku. Wtedy zdałam sobie sprawę, że tylko ja i James nie mamy pary. Każdy już znalazł swoją drugą połówkę. Nawet nasz mały, nieśmiały i pulchny Peterek! Jednak ja nie szukałam na razie nikogo. Po przejściach z Billem nie wiedziałam czy zaufam kolejnemu chłopakowi. A James? To był tylko przyjaciel i wszyscy mogą mówić, co chcą, ale ja go nie kochałam. On wielokrotnie mówił, że mnie kocha i żebym się z nim umówiła, ale ja myślę, że chce się mną tylko zabawić. James i prawdziwa miłość? Nie, to niemożliwe. Tak samo myślałam o Syriuszu, a tymczasem jest z Dorcas już tydzień.
- Lily?- Usłyszałam.
- Hmm?- Rozejrzałam się, a wszystkie oczy były zwrócone w moją stronę.
- Pytałam czy idziesz z nami do dormitorium?- Powiedziała Ann.
- Tak jasne, a po co?
- Zagramy w butelkę! Zawsze to jakaś odmiana.
- Ciekaw jestem o czym ona tak myśli, gdy jest nieobecna.- Usłyszałam szept Syriusza, gdy przechodziłam obok niego i Jamesa.
***
Poszliśmy do dormitorium chłopaków, bo stwierdziliśmy, że przesiadujemy tylko w żeńskim. James wyjął swój fałszoskop, a Peter zwinął z kuchni jakąś butelkę. Pierwszy kręcił Remus, wypadło na Ann.
- Pytanie czy wyzwanie?- Zapytał.
- Pytanie.- Odpowiedziała blondynka.
- No dobrze.- Remus uśmiechnął się uroczo.- Za co tak naprawdę mnie kochasz?
Ann przez chwilę milczała. Po paru minutach zaczęłam myśleć, że nie odpowie, ale w końcu powiedziała:
- Za twój uśmiech. Kocham, gdy się uśmiechasz.- Przerwała.- Za twoją opiekuńczość. Wiem, że przy tobie nic mi się nie stanie. Za każdą pobudkę pocałunkiem i za każde „dobranoc” wypowiedziane między pocałunkami. Za dotrzymywanie obietnic i za spełnianie prawie każdej mojej zachcianki. Za to, że gdy się kłócimy tylko ja coś mówię, nawet próbuję cię bić, a ty tylko mnie przytulasz. Przede wszystkim za to, że wytrzymałeś ze mną już dwa lata.
Skończyła. Przez cały czas patrzyła Remusowi w oczy. Po jej wyznaniu każda dziewczyna, oprócz samej Ann, płakała. Pamiętam, jak mówiłam, że w naszym wieku są tylko zauroczenia. Cofam to. W przypadku tych dwoje to była miłość. PRAWDZIWA miłość. Ann zakręciła butelką i wypadło na Syriusza.
- Pytanie czy wyzwanie?- Zapytała.
- Odmiana jakaś się przyda. Pytanie.
- Oo proszę. Czy to prawda, że raz w sylwestra biegałeś w samych bokserkach po podwórku Jamesa?
- Nie.- Odpowiedział Syriusz, a fałszoskop okropnie zapiszczał i zaczął wirować, jak oszalały.
- Hahaha! Zmyśliłam to pytanie! Naprawdę! Nie wiedziałam o co zapytać!- Ann nie mogła się uspokoić, tak się śmiała.- Poważnie? Biegałeś półnagi po podwórku?
- Stare dzieje.- Powiedział, udając obrażonego, chociaż chwilę wcześniej się śmiał.
- Kręć Łapo!- Ponaglał James.
Chłopak pospiesznie zakręcił.
- Tak mnie ponaglałeś, że wypadło na ciebie! Pytanie czy wyzwanie?
- Głupio pytasz! Wyzwanie!
- Sam chciałeś.- Syriusz uśmiechnął się łobuzersko, na co Dor westchnęła niczym zakochana małolata.- Idź do McGonagall i powiedz, że się w niej zakochałeś.
- Ty chcesz koniecznie, żebym dostał szlaban?
- Jeśli tchórzysz to możesz jeszcze wybrać pytanie.- Podpuszczał Jamesa Syriusz.
- Ja tchórzem nie jestem!- Obruszył się James.
Wyszedł z dormitorium i podążył do pokoju nauczycielskiego, a my wszyscy za nim.
* Puk, puk*
- Dzień dobry. Mogę prosić profesor McGonagall?- Zapytał profesora McMillana.
- Minerwo, pan Potter do ciebie.- Powiedział i odszedł.
- Słucham?- Zapytała McGonagall.
- Możemy porozmawiać na osobności?
Pani profesor wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. My byliśmy schowani za rogiem i przysłuchiwaliśmy się.
- O co chodzi Potter? Coś się stało? Zwykle nie przychodzicie do mnie w sobotę po południu.
- Bo chodzi o to, że .. ja panią kocham.
- Co proszę?! Czy to ma być żart?!
- Ależ skąd! Pani profesor ..
- Potter nie rób ze mnie idiotki! Jeśli nie masz nic do roboty to ja ci załatwię szlaban!- Pokręciłem przecząco głową.- Nie chcesz? To idź już! I proszę więcej nie robić sobie żartów z żadnego nauczyciela! Zrozumiano?!
- Tak jest.- Odpowiedział James ze spuszczoną głową.
Chwilę później w dormitorium.
- Opowiedz jeszcze raz!- Prosił Syriusz, trzymając się za brzuch.
- Mówiłem już trzy razy.- Odpowiedział znudzony James.- Dobra teraz ja kręcę.- Po chwili spojrzał na mnie, uśmiechnął się i powiedział.- Evans, Evans, Evans. Pytanie czy wyzwanie?
- Od ciebie? Boję się obu.
- Możesz wybrać oba tylko, które najpierw?- Zaśmiała się Alicja.
- Nie pomagasz.- Powiedziałam.- Ale okej. Wybieram obie opcje. Najpierw pytanie.
- Skoro tak. To czemu się ze mną nie umówisz?
- Bo jesteś jeszcze dziecinny, nieodpowiedzialny, chamski, arogancki, zapatrzony w siebie i najprawdopodobniej chcesz mnie tylko i wyłącznie wykorzystać.- Uśmiechnęłam się, ale nie był to miły uśmiech.
- Ałć! Zabolało!
- Oj, uraziłam Wielkiego Pana Pottera?!
- Haha! Chyba śnisz!
- Ej miała być fajna zabawa!- Próbował zainterweniować Remus, który zauważył, że atmosfera robi się napięta.
- Słuchaj jeśli myślisz, że mówiąc, a wręcz krzycząc „Evans umów się ze mną!”, osiągniesz cel to grubo się mylisz! W przeciwieństwie do tych wszystkich twoich pseudo fanek, ja nie mdleję na twój widok i nie marzę tylko o tym, aby się z tobą umówić.
- Jeszcze będziesz moja. Zobaczysz!- Krzyknął i wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Ja też wychodzę.- Powiedziałam.- Nie mam zamiaru tu siedzieć, jeśli on wróci.- I wyszłam. 
***
Siedziałam w Pokoju Życzeń. Wyobraziłam sobie plażę, morze, zachód słońca. Tylko ja sama i nikogo więcej. Siedziałam tam i płakałam. Czemu płakałam? Nie mam pojęcia. Po prostu myślałam o jednym, zaraz mi się to kojarzyło z drugim i tak jakoś łzy same leciały. Myślałam, że James jest przyjacielem, ale teraz? Po tej kłótni? Straciłam do niego zaufanie całkowicie. Już mnie on nie obchodził. Postanowiłam, że skoro on postąpił, jak postąpił, to ja nie będę się do niego odzywać. Jeśli już to będzie to chłodne „cześć”. Po co mam się starać, „latać” za nim i mówić „James jesteśmy przyjaciółmi”, „James pogódźmy się”? Skończyła się dobra Lily. Kiedyś w takiej sytuacji bym poszukała go i chciała się pogodzić, ale to było kiedyś. Od teraz będzie zupełnie inaczej. Nawet jeśli mielibyśmy nie odzywać się do siebie nawzajem do końca życia. Nie szkodzi. Mało mam przyjaciół? A chłopaka na razie nie szukam. Poza tym nie chciałabym z nim być. Siedziałam w Pokoju Życzeń jeszcze parę minut i stwierdziłam, że chyba czas wracać do dormitorium. Wstałam, popatrzyłam jeszcze na morze i wyszłam.
W tym samym czasie (dziewczyny są już u siebie)
- Stary! A co będzie jak ona nie odezwie się do ciebie? Już nigdy?- Zapytał mnie Syriusz.- Przecież zależy ci na niej jak cholera! Sam tak mówiłeś! Napraw to!
- Syriusz. Czy ty teraz chcesz, żebym ja ją przepraszał? Za co?! Ja się pytam za co?! Za to, że zapytałem ją podczas gry w butelkę, dlaczego się ze mną nie umówi? Przypominam, że w grze w butelkę wybiera się prawdę lub wyzwanie, a ona wybrała obie te opcje. Mogła wybrać wyzwanie, bo każdy mógł się domyślić o co ją zapytam! Nie będę jej przepraszał. Nie ma w tym ani krzty mojej winy. Może się do mnie nie odzywać. Szczerze? Wisi mi to.
- Wszyscy doskonale wiemy, że nic ci nie wisi.- Powiedział Remus, rozbawiając tym wszystkich.
***
Leżałam na swoim łóżku. Było grubo po północy, a ja wciąż nie mogłam zasnąć. Myślałam o mnie i o Syriuszu. Byliśmy ze sobą już tydzień. To długo, jak na Syriusza. Jego najdłuższy związek trwał dwa dni. Sam mi to powiedział. Nie wiem o czym myślał, mówiąc mi to. Może chciał zasugerować, że ze mną chce pobić swój rekord i ustalić kolejny? Nie mam pojęcia. Syriusz był moim pierwszym, prawdziwym chłopakiem. To przy nim czuję się wyjątkowo. Traktuje mnie, jak księżniczkę. Nawet mówi na mnie „moja księżniczko”, a ja mu wtedy odpowiadam „mój księciu”. To słodkie. Początki związków zawsze są słodkie, ale później to się zmienia. Są kłótnie, sprzeczki, a potem rozstania. To, co kiedyś było piękne, staje się wspomnieniem. Niestety tak bywa. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła pierwsza w nocy. Przypomniałam sobie, jak wczoraj leżałam z Syriuszem u niego na łóżku.
Miałam głowę na jego torsie, a on obejmował mnie i bawił się moimi włosami.
- Co jeśli w przyszłości nie będziemy razem?- Zaczęłam temat.
- Nie dopuszczę do tego.- Odpowiedział, przenosząc swoją rękę na moje plecy.
- Nie mów tak. Nie wiesz, co się wydarzy.
- Posłuchaj. Mogą zdarzyć się kłótnie, jakieś sprzeczki, ale będziemy razem mimo wszystko tak? Chyba, że nie chcesz?
- Zwariowałeś? Oczywiście, że chcę!
- To po co zadręczasz się takimi myślami? Jesteśmy razem, jest nam dobrze, to po co roztrząsać takie zasmucające tematy?
- Sama nie wiem. Po prostu się martwię.
Syriusz przewrócił mnie na plecy tak, że teraz to on leżał na mnie.
- Na zawsze.- Powiedział i zbliżył się do mnie, chcąc mnie pocałować, ale ja zakryłam mu usta ręką.
- Ile będzie trwało to „na zawsze”? Miesiąc? Dwa?
- Kochanie. Jak rozumiesz słowa na zawsze? Na zawsze znaczy na zawsze. Pamiętaj.- Znów chciał mnie pocałować, ale ja szybko go odepchnęłam i zeskoczyłam z łóżka.
- Przepraszam, nie jestem gotowa.- Powiedziałam i chciałam wyjść. To byłby mój pierwszy pocałunek. Już chwytałam za klamkę, gdy podszedł do mnie Syriusz, objął w pasie i szepnął do ucha.
- Nie ma sprawy. Poczekamy.- Przytulił mnie i dopiero pozwolił wyjść.
Jest cudownym chłopakiem. Wręcz wymarzonym. Kto by się spodziewał, że szkolny podrywacz i kawalarz może być taki czuły i opiekuńczy? A najlepsze jest to, że marzenie połowy dziewczyn w szkole stało się moim spełnieniem. Zaczęłam planować naszą wspólną przyszłość i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
***
James i ja nadal nie odzywaliśmy się do siebie. I tak minął luty, marzec i nim się wszyscy obejrzeliśmy zaczął się kwiecień, a wraz z nim przygotowania do corocznych egzaminów, mimo że były one dopiero na początku czerwca. Wolałam zacząć się uczyć zawczasu. Któregoś wieczoru siedziałam sama przy kominku. Peter był u swojej Sophie, Frank i Alicja gdzieś poszli, Remus z Ann byli w bibliotece, a Syriusz zabrał Dor na spacer. Siedziałam i pisałam wypracowanie na OpCM o wilkołakach. Nagle na fotelu obok usiadł James. Spojrzałam na niego i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Wstałam i chciałam iść do dormitorium, gdy James stanął w taki sposób, że nie mogłam wyjść.
- Odsuń się Potter. Chcę przejść jakbyś nie wiedział.- Warknęłam na niego.
- Spokojnie Evans. Jest jedno magiczne słowo i cię puszczę.
To była nasza pierwsza „rozmowa” od tamtej kłótni.
- Przepuść mnie albo dostaniesz.
- Eee. To więcej niż jedno słowo.- James próbował rozluźnić atmosferę, a przy tym też mnie.
- Nie masz co próbować Potter. Już nigdy nie będzie, jak dawniej.- Odepchnęłam go i poszłam do siebie.
Chwilę później w dormitorium
Siedziałam na swoim łóżku i kończyłam wypracowanie, gdy ktoś zapukał i nie czekając na odpowiedź po prostu wszedł. To był nie kto inny jak:
- Potter.- Powiedziałam, wracając do wcześniejszej pracy.- Czego? Pozwoliłam ci wejść?
- Słuchaj Evans. Jest taka sprawa, a ty musisz mi w niej pomóc.
- Nic nie muszę. Wyjdź.
- Nawet nie wiesz o co chodzi.
- I nie chcę wiedzieć. Wyjdź.
- Ale ..
- Wynocha! Nie rozumiesz?!
Zepchnęłam go z mojego łóżka i sama wstałam, ale tylko po to, żeby otworzyć mu drzwi.
- Mam cię może za rączkę wyprowadzić?
- Chętnie kotku.
- Nie mów tak na mnie! I wyjdź wreszcie!
Przez moment stał w milczeniu i patrzył na mnie. Nie wytrzymałam, wzięłam go za ramię najmocniej, jak umiałam i wyrzuciłam za drzwi. Nasłuchiwałam aż pójdzie. Gdy po dłuższej chwili wyszłam z pokoju, jego już nie było. „I całe szczęście.” pomyślałam.
***
Przed Transmutacją ja, Syriusz, Remus, Frank, Ann i Alicja wygłupialiśmy się i śmialiśmy z młodszych uczniów. Reszta przyjaciół była jeszcze chyba w pokoju wspólnym. W pewnym momencie do Syriusza podeszły jakieś dwie dziewczyny. Jedna z nich była wysoką blondynką o niebieskich oczach i całkiem zgrabnej figurze. Druga zaś była nieco niższa, miała brązowe włosy i piwne oczy. Niestety urodą to ona nie grzeszyła.
- Hej. Kiedy masz wolny wieczór?- Zapytała blondynka.
- No hej. A czemu chcesz wiedzieć?- Zdziwił się Syriusz. Chociaż ja wiedziałam, że on wie o co chodzi tej dziewczynie.
- No proste! Żeby się z tobą umówić!- Mówiąc to, blondyna spojrzała na mnie.
- Sorry maleńka, ale ja mam wszystkie wieczory zajęte od równo dwóch miesięcy.- Objął mnie, nadal patrząc na dwie nieznajome.
- Według mnie jesteś z nią o dwa miesiące za dużo.- Prychnęła i zaczęła odchodzić. Syriusz mocno chwycił ją za ramię.
- Za dużo sobie pozwalasz, obrażając moją dziewczynę. Jeszcze raz takie coś zrobisz albo Dor mi się poskarży, że coś do niej mówiłaś.
- To co? Uderzysz dziewczynę?
- Nie jestem damskim bokserem. Ostrzegam cię tylko, że wtedy miły nie będę.- Puścił ją, a ona szybko odeszła.
- Kocham cię wiesz?- Powiedziałam, gdy Syriusz mnie przytulił. Nie wiem czemu się wtedy ode mnie odsunął. Uśmiechnął się, ale był zmieszany. Wiedziałam, że ma problem z wyrażaniem uczuć, ale mógł chociaż odpowiedzieć „ja ciebie też”. Było mi strasznie przykro. Oczywiście zaraz mi przeszło, bo Syriusz zauważył, że coś jest nie tak i mnie pocałował.
***
Na lekcjach zawsze staraliśmy się siadać obok siebie. Ja akurat zawsze siedziałam centralnie przed Jamesem. Na Historii Magii zaczął kopać mnie w krzesło i szeptać:
- Psst! Psst! Evans!
Postanowiłam się nie odwracać, bo na pewno chciał się ze mną umówić.
- Evans no!
Żadnej reakcji.
- Evans do cholery!- Na szczęście nauczyciel nic nie słyszał, bo James miałby przechlapane.
- Czego ty chcesz?!- Byłam wkurzona.
- Umów się ze mną.- Uśmiechnął się szarmancko, co było w jego stylu.
Pokazałam mu środkowy palec i odwróciłam się w stronę profesora.
- Żartowałem, jeju! Evans!
Tak było przez całą lekcję. Wołał mnie, kopał w krzesło, rzucał we mnie wyrwanymi i zgniecionymi kartkami z jakiegoś brudnopisu, a ja nic. Nawet nie mówiłam mu, żeby przestał, bo by zobaczył, że mnie to denerwuje i dokuczał jeszcze bardziej. Niestety po lekcji zaczepił mnie.
- Evans, zaczekaj.
Zatrzymałam się, ale nie odwracałam.
- Nawet nie spojrzysz na mnie? Spoko. Chciałem zapytać, czy pomożesz mi w nauce?
- Ja? Tobie? Pff.
- Co „pff”? Co? Że niby ja się nie uczę?
- Może jeszcze mi powiesz, że się uczysz? To będzie hit stulecia!- Zaśmiałam się i poszłam.
- Evans!- James zaklął siarczyście, ale puściłam to mimo uszu.
***
Przez następnych kilka dni James prosił mnie o pomoc w nauce, któregoś dnia podczas Transmutacji przesiadł się z Alicją.
- Idź z powrotem do siebie, bo McGonagall się wydrze.- Szepnęłam do niego.
- Nie odejdę, dopóki się nie zgodzisz pomóc mi w nauce.
- To trochę tu posiedzisz i dostaniesz szlaban od McGonagall.
- Evans. Wiem, że chcesz mi pomóc. Ja to czuję.
- Ja czuję spaghetti, zaraz obiad.
- Śmieszne.- Zakpił.- To zgadzasz się czy nie?
- A jak się zgodzę to dasz mi spokój?- Zapytałam zniecierpliwiona.
- Oczywiście!
- Ale działamy na moich zasadach i warunkach. Resztę omówimy po lekcji, a teraz idź już.
***
Umówiłam się z Jamesem o osiemnastej w Pokoju Wspólnym. Nie chciałam, żeby pomyślał, że to randka, więc ubrałam szare dresy, jakąś starą, trochę przydużą bluzkę, a włosy związałam w kucyk. Gdy zeszłam na dół w Pokoju Wspólnym siedziało kilku pierwszorocznych i jakieś dwie trzecioklasistki. Oczywiście przy kominku siedział i czekał James. Ubrał się trochę za elegancko, jak na naukę. Miał na sobie czarne jeansy, niebieską koszulę w kratę, we włosach miał trochę żelu, a jego perfumy było czuć na kilometr. „No trudno. Nie ma odwrotu.” pomyślałam i podeszłam do niego.
- A ty co? Przyszedłeś się uczyć czy czekasz na jakąś swoją faneczkę, żeby ją gdzieś zabrać, uwieść i zostawić?
- Nie? Czekam na ciebie skarbie.- Powiedział, przeczesując włosy. To się stało jego nałogiem.
- Nie mów do mnie skarbie! Zaczynamy od Obrony przed Czarną Magią. Masz książki?- Kiwnął głową na stolik.- Dobra, otwórz na temacie o wilkołakach. Okej. Powiedz mi, co o nich wiesz?
Stałam przed nim, jak prawdziwa nauczycielka.
- Jedyne, co wiem, to to, że jesteś prześliczna.
- Przestań zgrywać pajaca Potter! Co wiesz o wilkołakach?
- Myślę, że umarłem, bo ty musisz być aniołem.
- Nie umarłeś .. Ale jeśli tak bardzo tego chcesz to można to jakoś załatwić.- Uśmiechnęłam się ironicznie.- To co wiesz o wilkołakach?
- Oj, coś wpadło ci do oka? A nie czekaj, wydaje mi się, że do mnie mrugnęłaś.
Ewidentnie James chciał mnie poderwać swoimi tandetnymi tekstami, ale ja się nie dałam.
- Dobra widzę, że nie chciałeś się uczyć tylko mnie podrywać. W takim razie idę.- Wzięłam książki i poszłam do dormitorium. James nawet nie chciał, żebym się zawróciła, co tylko dowiodło, że miałam rację.
Wróciłam do dormitorium, rzuciłam książki na łóżko i poszłam do łazienki. Kilka minut później wyszłam owinięta w ręcznik.
- Co tak szybko?- Zapytała Dor.- Jesteś wykąpana przed dziewiętnastą? Co się stało?
- A co mogło się stać?! Nie chodziło mu o naukę!- Byłam wściekła.- Z dobrego serca chciałam mu pomóc. Myślałam, że może teraz będzie normalny, ale nie! On oczywiście musiał mnie podrywać!
- Spokojnie Lily. James już taki jest. Znam go od dzieciństwa.- Mrugnęła do mnie Dor.
Trochę się uspokoiłam i usiadłam na łóżku, żeby napisać list do rodziców.
***
- Słuchaj. Chcę ich skłócić, a TY- wskazała na mnie palcem- mi w tym pomożesz.- Stałyśmy w jakiejś pustej, nieużywanej klasie.- On musi być mój!
- No nie wiem.
- Pamiętaj, że znam twoją tajemnicę. A chyba nie chciałabyś, żeby wyszła na światło dzienne?
- Ciekawe jaką?- Prychnęłam.
- Rok temu podkochiwałaś się w Severusie Snape. A dobrze wiesz, że nie miałabyś życia, gdyby uczniowie się o tym dowiedzieli. Nikt go nie lubi. Poza tym rudzielcem Evans. To jak? Pomożesz mi nie?
- Niech ci będzie.- Spuściłam głowę. Uważałam, że to głupi pomysł. W końcu oni byli ze sobą tacy szczęśliwi! Ale cóż, nie chciałam, żeby ktoś się dowiedział o moim zauroczeniu.
- Jutro w tym samym miejscu, o tej samej porze omówimy szczegóły. Teraz po moim wyjściu policzysz do dwudziestu i dopiero ty wyjdziesz. Jasne?- Kiwnęłam głową. Dziewczyna wyszła, a ja powiedziałam sama do siebie:
- Nadal uważam, że to idiotyczny pomysł. Rozwalać czyjś związek?
Odczekałam jeszcze chwilę i poszłam w stronę swojego dormitorium. 

sobota, 12 września 2015

Notka :)

Witam witam. :) Chciałam tylko powiedzieć, że nowej notki możecie się spodziewać jutro wieczorkiem. ;) Nie powiem konkretnej godziny, ale wieczorkiem około może 20? 21? :) Jak Wam mija weekendzik? :) Mam nadzieję, że się nie nudzicie? :) A początki szkoły? Ja mam mega dużo obowiązków i zajęć w tym roku, ale na notki zawsze znajdę czas! :D To co? Do jutra! ;)

sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 30

Mam nadzieję, że mi wybaczycie! Miałam wstawić notkę po zakończeniu roku szkolnego. Mija prawie miesiąc i nic nie ma! :( Ale myślę, że zrekompensuje to Wam baaaaardzo długą notką. :D W sierpniu nie wstawię notki, bo za kilka godzin wyjeżdżam na cały miesiąc. :/ Ale jak tylko wrócę zabieram się za jej pisanie. Znaczy może będę pisać na wyjeździe, ale jeśli nie, to od razu po powrocie piszę i wstawiam. :D Mam nadzieję, że ta notka Wam się spodoba. ;) Mam dla Was propozycję. Co Wy na to, żebym wstawiała notki raz w miesiącu? Wtedy będą one dłuższe i będzie pewność, że je wstawię. Bo jak obiecam np.: na przyszły tydzień, a coś nie wyjdzie to się zawiedziecie. :( Więc będę wstawiała raz w miesiącu, nie będę mówiła kiedy konkretnie. Raz na początku, raz pod koniec miesiąca. ;) Zgadzacie się? :D No się rozpisałam, już kończę. ;) Miłego czytania i pamiętajcie o K.O.M.E.N.T.A.R.Z.A.C.H. :D
***
Oboje usiedli wygodnie na kanapie. Nikt z nas się nie odzywał. Czekaliśmy na moment, w którym usłyszymy imię tajemniczej nieznajomej.
- Zapewne zastanawiacie się, kto to jest.- Zaczął Peter.- To moja dziewczyna, Sophie Blanchard. Jak się już pewnie zorientowaliście jest Krukonką. Jesteśmy razem od dwóch miesięcy.
- Nie jesteś moim adwokatem Peterze. Umiem sama się przedstawić.- Powiedziała ostrym tonem Sophie.
Po tym zdaniu od razu zapaliła mi się tak zwana czerwona lampka. Coś było nie tak z tą dziewczyną. Była zbyt stanowcza i trochę nadęta. Pewnie przez to, jak nam później powiedział Peter, że jej rodzice byli bardzo zamożni, a ona była jedynaczką. Z początku nie zwróciłam uwagi na jej wygląd, ale potem stwierdziłam, że jest dosyć ładna. Była wysoką blondynką o niebieskich oczach i zgrabnej figurze. Dużo mówiła o sobie. Dowiedzieliśmy się, że przeniosła się do Hogwartu, bo jej tata dostał lepszą pracę w Londynie. Bardzo przydatną informacją było to, że interesuje się modą i w swoim dormitorium ma same plakaty modelek. (dopisek autorki: to ma być takie z sarkazmem :)) Nie przypadła mi do gustu, ale musiałam ją tolerować ze względu na Petera. Jeśli on był szczęśliwy to ja też.
***
Sophie nie zabawiła u nas długo, bo jak twierdziła musiała jeszcze odrobić lekcje. Peter poszedł ją odprowadzić, a my zebraliśmy się w żeńskim dormitorium.
- I jak?- Zapytał James.
Wszyscy wiedzieli o co pytał.
- Jeśli mam być szczera to nie zbyt ją polubiłam, ale będę starała się ją znosić dla Petera.- Powiedziałam.
- Ja też.- Oznajmiła Alicja, a Ann i Dor jej przytaknęły.
- A wy? Na pewno wam się podoba co? Przecież jest taka piękna! I ta tona pudru na ryju!- Zakpiła Dor, która nigdy nie była zbyt wylewna w słowach.
- A właśnie! I tu cię zadziwię! Nie podoba mi się w żadnym calu. Jest okropna i przemądrzała. Oby Peter nie zmienił się pod jej wpływem.- Odpowiedział całkiem poważnie, jak na siebie, Syriusz.
- Łapo. Pierwszy raz wypowiadasz się w ten sposób o jakiejś całkiem ładnej dziewczynie.- Powiedział Remus, za co został obrzucony ostrym spojrzeniem przez Ann.
- Zaraz, zaraz! Wyjaśnicie nam o co chodzi z tymi przezwiskami?- Zapytałam
- Przykro mi, ale nie.- Odpowiedział James.
- To jest ściśle tajne, łamane przez nie wiem!- Zażartował Syriusz.
- James.- Powiedziałam robiąc minę zbitego pieska.- Proooszę.
- Jestem za słaby! To przez te twoje oczy! Remus zrób coś!
- Luz. W sumie można im powiedzieć. I tak już połowę wiedzą.- Odpowiedział chłopak.
- Połowę? To właściwie nic.- Wtrącił Syriusz.
- To powiecie czy nie?! To ma jakiś związek z tym, że Remus jest wilkołakiem?- Zapytałam zniecierpliwiona.
- Tak i to duży.- Powiedział ze spokojem Remus.- Zrobili to dla mnie.
- Ale co?!- Krzyknęłyśmy równocześnie.
- Poczekajmy na Petera. Głupio nam pokazać to bez niego.
- James ma rację.- Powiedział Syriusz.
Jakie to było denerwujące nie wiedzieć o czym oni mówią. Spojrzałyśmy z dziewczynami po sobie i jedyne co nam pozostało to wzruszyć ramionami.
***
Mniej więcej po godzinie wrócił Peter i chłopcy zabrali nas na błonia. Było zimno, na dworze ze dwa metry śniegu. Byłam podekscytowana, bo zaraz miałam poznać wielką tajemnicę chłopaków. Zatrzymaliśmy się nieopodal Zakazanego Lasu.
- Zaczekajcie tu.- Nakazał James.
On razem z resztą chłopaków weszli do lasu i ukryli się za jakimś drzewem. Było ciemno, więc nie widziałam za dużo. Domyśliłam się, że Frank nie jest jednym z nich, a nawet wiedział tylko tyle co my. Po chwili dało się słyszeć głosy chłopaków.
- Łapo, czy mógłbyś łaskawie zabrać swój zapchlony zad sprzed mojego nosa?- Zapytał James.
- Nie narzekaj, mogło być gorzej.
Nagle zza drzewa, za którym niedawno ukryli się chłopcy, wyszły zwierzęta. Jeleń, pies, wilkołak i szczur. Podeszłam do jelenia i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- James?- Zapytałam niepewnie, na co ten kiwnął głową.- Po co to wszystko? Jak wy to zrobiliście? To jest zaawansowana magia!- W głowie miałam tysiące myśli i pytań.
- Nie krzycz, bo jeśli ktoś nas zobaczy będzie źle.- Powiedział Syriusz- pies.- Wiecie, że nie możecie się nikomu wygadać? To będzie nasza wspólna tajemnica.
Wszyscy jednocześnie kiwnęliśmy głowami. Jeszcze przez chwilę staliśmy po prostu patrząc na naszych kolegów. Potem chłopcy poszli znów się przemienić.
***
- Nie było łatwo z początku wyczarować patronusa, ale po kilku godzinach ciężkiej pracy się udało.- Opowiadał James.- Byliśmy tak zdeterminowani, że nie robiliśmy sobie żadnych przerw, a ćwiczyliśmy dosyć długo. Ile to było? Dziewięć godzin? Tak, chyba tak. Cała noc.
Siedzieliśmy znów w żeńskim dormitorium. Dochodziła dwudziesta trzecia.
- Dobra chodźmy już spać, bo jutro mamy OpCM i McMillan na pewno da nam popalić, jeśli będziemy niewyspani.- Powiedziała Ann.
Frank i Remus pożegnali się ze swoimi dziewczynami (d.a. chyba wiadomo jak :P).
- Rzyyyyygam!- Krzyczał Syriusz.- Skończ się lizać Remi i lecimy!- Ten to zawsze wiedział jak nas rozśmieszyć. Chłopcy powiedzieli wszystkim dobranoc i poszli do siebie.
***
- Jeszcze tylko parę lekcji i pojedziemy do domu na święta!- Szepnęła do mnie Dor. Siedziałyśmy na lekcji OpCM-u. Profesor Korneliusz McMillan opowiadał o zaklęciu patronusa. Od razu pomyślałam o chłopakach, a raczej Huncwotach, bo tak się nazywali. Oni nie będą mieli problemu z tym zaklęciem.
- Panno Evans! Rozumiem, że Obrona Przed Czarną Magią nie jest pani ulubionym przedmiotem, ale mimo wszystko należy uważać na lekcji! Może chce się pani ze mną zamienić? Ja sobie posiedzę, a pani poprowadzi lekcję?
- Nie. Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.- Powiedziałam, spuszczając głowę.
- Dobrze, dobrze. Zapraszam panią na środek. A do pary podejdzie.. Może ty młodzieńcze.- Wskazał na Jamesa. Chłopak podszedł, a McMillan nakazał nam przećwiczyć zaklęcie.- Najpierw zacznie młoda dama. Pamiętaj, mów głośno i wyraźnie i myśl o jakimś bardzo szczęśliwym wydarzeniu.
Pomyślałam o tym jak dostałam pierwszy list z Hogwartu. Starałam się wypełnić całą siebie tym wspomnieniem. Wzięłam głęboki oddech i wypowiedziałam:
- Expecto Patronum!
Nie sądziłam, że od razu mi się uda i właśnie tak było. Niby zaświeciła się na końcu różdżki jakaś smuga niebieskiego światła, ale nic poza tym.
- Niech się pani nie martwi, panno Evans i tak to już jest coś.- Powiedział McMillan.- Niech pani spróbuje jeszcze raz.
Znowu machnęłam różdżką i wypowiedziałam zaklęcie. Tym razem z mojej różdżki wyskoczyła łania i przemknęła między ławkami.
- Świetnie!- Krzyknął McMillan.- Teraz pan, panie Potter.
James jakby od niechcenia machnął różdżką i wypowiedział zaklęcie. Z różdżki wyskoczył jeleń i zaczął biegać po sali. Profesor spojrzał na nas dziwnym wzrokiem.
- Nigdy wcześniej nie ćwiczyliście tego zaklęcia?- Zapytał z niedowierzaniem, na co my pokręciliśmy głowami.
Patrzył to na mnie, to na Jamesa. W końcu zwrócił wzrok w moją stronę i puścił do mnie oczko.
- Ciekawe, ciekawe.- Powiedział po chwili milczenia.
- A co jest takie ciekawe?- Zapytałam.
- Zapewne wkrótce się pani dowie panno Evans. A tymczasem Gryffindor otrzymuje dwadzieścia punktów, za świetną prezentację.
Lekcja się skończyła, a my wyszliśmy, kierując się do lochów na Eliksiry.
- James o co chodziło McMillanowi? Co jest takie ciekawe?
- W świecie czarodziejów są zabobony i jednym z nich jest "Patronusowe przeznaczenie". Idiotyczna nazwa, ale co poradzisz? Ludzie wierzą, że jeśli dwie osoby mają tego samego patronusa lub będą one ze sobą w jakiś sposób powiązane to te osoby będą kiedyś razem. Osobiście uważam, że to idiotyzm, ale o gustach się nie dyskutuje. W innych okolicznościach byłbym się cieszył, ale teraz, jak wiem, że nigdy się ze mną nie umówisz ..
- Kto powiedział, że nigdy?- Zapytałam.
- Hmm.. No nie wiem. Ty? Cytuję: wolałabym umrzeć niż się z tobą umówić.
- Ach no tak, faktycznie.- Byłam trochę zakłopotana i nie wiedziałam co powiedzieć.
Po chwili James objął mnie ramieniem i powiedział:
- Doobra nie roztrząsajmy tego tematu. Nie jestem w twoim typie, rozumiem.
Był słodki i czuły, ale czasami strasznie wkurzający. Coś do niego czułam, ale jeszcze nie wiedziałam co to było. Utrzymywaliśmy stosunki czysto przyjacielskie, ale tak dla zasady musieliśmy się wyzywać i w ogóle, żeby nie stracić reputacji „tej złej pary”.
***
Nim się obejrzałam już siedziałam w samochodzie razem z moimi rodzicami. Opowiedziałam im wszystko ze szczegółami. Tata oczywiście posmutniał, gdy się dowiedział o Billu, ale uspokoiłam go tym, że na razie daję sobie spokój z chłopakami. Święta? Jak co roku. Wigilia w domu, a pierwszy i drugi dzień świąt u babci i dziadka. Sylwester. W tym roku rodzice się nigdzie nie wybierali, Petunia też, więc powitaliśmy Nowy Rok wszyscy razem. Moje stosunki z siostrą były nadal takie same. Nie liczyłam na jakąkolwiek zmianę, ale życzenia noworoczne nie były złośliwe, więc przynajmniej o tyle dobrze.
***
Tak jak planowaliśmy Sylwestra spędziliśmy we dwoje. Moi rodzice wyjechali do znajomych, więc mieliśmy cały dom dla siebie. Frank kazał mi się przygotować, podczas gdy on zrobi kolację. Ubrałam się w krótką, czerwoną sukienkę, włosy spięłam w kok. Weszłam do jadalni, a tam czekała mnie bardzo miła niespodzianka. Nie sądziłam, że będzie to romantyczna kolacja przy świecach. Po środku stołu stał bukiet czerwonych róż, po jego obu stronach były długie, białe świeczki. W powietrzu unosił się, nieznajomy mi dotąd, zapach. Jak się później okazało Frank przygotował makaron polany sosem z owoców morza. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie jadłam. Smakowało mi wszystko, jednak nie odważyłam się zjeść ośmiorniczek. Obrzydzały mnie ich macki, których na domiar złego było osiem. Po zjedzonej kolacji, Frank włączył na DVD komedię romantyczną. Siedzieliśmy bez przerwy przytuleni, często się całowaliśmy. Było cudownie. Taki Sylwester sobie właśnie wymarzyłam.
***
Jak to mówią, święta, święta i po świętach. Spędziłam je, jak co roku, z rodziną. Niedługo po powrocie do Hogwartu miał się odbyć mecz Gryffindor- Ravenclaw. Umówiłam się ze Stanem, że pójdziemy na niego razem. Przez całą przerwę świąteczną korespondowaliśmy i dzwoniliśmy do siebie. On jest świetnym przyjacielem, mogę mu się wygadać bez obawy, że dowie się o tym ktoś inny. Kocham moje przyjaciółki, ale nie mogę porównywać damskiej przyjaźni do MĘSKO-damskiej. To są dwie różne rzeczy. Pewnie dziewczyny się wkurzą, że się z nim umówiłam, ale wyjaśnię im, że Stan był pierwszy i głupio jest mi odmówić. Może zrozumieją, jednak postanowiłam im powiedzieć, żeby nie było później jakichś nieprzyjemności. Zaraz po lekcjach poszłyśmy wszystkie do pokoju wspólnego, bo postanowiłyśmy razem odrabiać lekcje. Cały czas myślałam jak im powiedzieć, że umówiłam się ze Stanem na mecz. Zawsze razem wymyślałyśmy okrzyki, przygotowywałyśmy się, a teraz będą robić to wszystko beze mnie. Nawet nie będę obok nich siedzieć, bo Stan chce, żebym poznała jego kolegów z Hufflepuffu. Nie powinny być złe, jeśli im wyjaśnię. Po godzinie rozmyślań, postanowiłam zacząć rozmowę.
- Ej słuchajcie, muszę wam coś powiedzieć.
- Co jest Dor?- Zapytała Lily.- Wymyśliłaś już okrzyk na jutrzejszy mecz? Ja jeszcze nie, ale zrobimy to pewnie wszystkie razem po kolacji no nie?- Powiedziała z uśmiechem.
- Ja kompletnie zapomniałam o tym.- Odpowiedziała Ann.- No wiesz święta, rodzina, Remus. Ale co to dla nas w końcu!- Śmiała się.
- Ja pamiętałam o tym, ale szczerze? Nie chciało mi się myśleć. Wolałam odpocząć i tak naprawdę miałam cichą nadzieję, że będziemy to robiły razem.- Również śmiała się Alicja.
Dziewczyny w ogóle nie dały mi dojść do słowa. W końcu postanowiłam im przeszkodzić w tej dyskusji, żeby mieć to jak najszybciej za sobą.
- Idę na mecz ze Stanem.- Powiedziałam na jednym wydechu.
Przez dłuższą chwilę żadna z nich się nie odzywała. Te milczenie przerwała Lily, na którą najbardziej liczyłam, że mnie zrozumie.
- Ale okrzyki wymyślamy razem tak? W tym się nic nie zmienia? Tak jak w tym, że rano po prostu z nim pójdziesz, ale przygotowywać się będziemy razem? Zawsze tak robimy przed meczami.
- Wiem! Niestety was chyba rozczaruję.- Emocje wzięły nade mną górę. Rozpłakałam się i wybiegłam z pokoju, chwytając w biegu kurtkę i szalik.
Biegnąc w stronę wyjścia z zamku wpadłam na Stana.
- Ej mała co się dzieje?- Zapytał, chwytając mnie za ramiona.- Czemu płaczesz?
- Powiedziałam dziewczynom, że to z tobą idę na mecz i jakoś tak puściły mi nerwy.
- Czekaj nie rozumiem. Nie pozwoliły ci?- Pokręciłam głową.- To o co chodzi?
- Po prostu zawsze przed meczem razem się przygotowywałyśmy i w ogóle, razem kibicowałyśmy na trybunach, a teraz będą to robić beze mnie!
- Jeśli nie chcesz iść ze mną na mecz to powiedz. Przecież cię nie zmuszę, tylko myślałem, że byś chciała poznać moich przyjaciół, ja już twoich poznałem.
- Nie! Ja chcę iść z tobą na mecz! Nie mogę całego swojego czasu poświęcać dziewczynom. One to zrozumieją, a jak nie to trudno.
- Nie chcę, żebyście się przeze mnie kłóciły.
- Spokojnie. Jeśli cokolwiek się stanie to nie przez ciebie, tylko przeze mnie, tak?
Stan pokiwał głową i mnie przytulił.
- Co powiesz na krótki spacer?- Zaproponował, a ja się zgodziłam.
***
Ten „krótki spacer” trwał ponad godzinę. Stan wiedział, że potrzebuję w tym momencie kogoś z kim mogę pogadać, nie bojąc się, że mnie wyśmieje lub się obrazi. Opowiedziałam mu o wszystkim, a potem chłopak mnie odprowadził. Tuż przed obrazem Grubej Damy Stan zatrzymał mnie na chwilę.
- Słuchaj.- Był ewidentnie zakłopotany.- Wiem to dopiero za miesiąc, ale chciałbym wiedzieć już, żebyś zarezerwowała sobie termin i w ogóle .. Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale .. Hmm ..
Podczas, gdy on szukał odpowiednich słów, ja się zorientowałam, że już za miesiąc są walentynki. Wiedziałam, że chce mnie zapytać czy pójdę z nim na randkę. Był moim przyjacielem i nie chciałam tego zmieniać. Nie chciałam też robić mu nadziei, ale z drugiej strony nie chciałam go ranić.
- Tak.- Odezwałam się po chwili namysłu.
Stan, który do tej pory miał wzrok wbity w ziemię, spojrzał na mnie zdziwiony, jednak widziałam ten błysk w jego oczach.
- Ale ja jeszcze nie ..
- Wiem o co ci chodzi z chęcią pójdę.- Powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.- Jutro rano przyjdę pod waszą wieżę. Tak gdzieś około ósmej trzydzieści.
Przeszłam przez obraz Grubej Damy, zostawiając Stana zdziwionego, a zarazem szczęśliwego oraz czerwonego na twarzy.
***
Weszłam do pokoju, nie zdążyłam się rozebrać, a już ktoś rzucił mi się na szyję. Po rudych włosach rozpoznałam, że to Lily.
- Dor posłuchaj nie miało to zabrzmieć jak jakieś wyrzuty, że z nim idziesz. Chciałam tylko jakby zapytać, czy będziesz z nami się przygotowywać. Wiem głupio wyszło, ale wiedz, że nie mamy nic przeciwko, żebyś szła na mecz ze Stanem. W końcu tylko z nim idziesz, ale siedzimy i tak razem!- Zaśmiała się niepewnie.- Prawda? Dor?
Pokręciłam tylko głową. Nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa, czułam, że za chwilę znów się rozpłaczę.
- Och .. Nie no spoko. Przecież rozumiemy.- Ruda powiedziała to w liczbie mnogiej, chociaż dziewczyn w pokoju nie było.
Wiedziałam, że była zawiedziona, ale nie miałam zamiaru zmieniać zdania. Obiecałam Stanowi, że z nim pójdę i tak będzie.
- Wiem, że jesteś zła, ale ja zdania nie zmienię. Sorki.
Od tego momentu Lily się do mnie nie odezwała do końca dnia, a wręcz traktowała mnie jak powietrze.
***
Wstałam dosyć wcześnie, bo około siódmej. Miałam jeszcze mnóstwo czasu do spotkania ze Stanem, więc postanowiłam chwilę dłużej poleżeć w łóżku. Myślałam o wczorajszej kłótni z Lily. Nigdy nie było takiej sytuacji, żeby się do mnie nie odzywała. To musiało ją naprawdę zranić. Nie miałam jednak wyrzutów sumienia. Pierwszy był Stan i już. Nie zamierzałam tego zmieniać tylko po to, żeby Lily się na mnie nie gniewała. „Skoro jest moją przyjaciółką to nie powinna się obrażać o coś takiego. W końcu sama mówiła, że od zawsze razem chodzimy na mecze i kibicujemy, więc ten jeden raz mogę jakoś to zmienić?” powiedział mi cichy głosik w głowie. Postanowiłam, że ja pierwsza się nie odezwę ani nie przeproszę, bo nie mam za co. Nawet nie wiem kiedy, ale na chwilę przysnęłam i obudził mnie trzask drzwi łazienkowych. Rozejrzałam się po pokoju i stwierdziłam, że Lily już nie śpi. Byłam ciekawa czy się do mnie odezwie jak wyjdzie. Moje łóżko było najbliżej łazienki, więc specjalnie usiadłam, czekając na swoją kolej. Gdy Ruda wyszła w końcu z łazienki, a trwało to pół godziny, nie usłyszałam od niej nawet krótkiego „cześć”. To znaczy usłyszałam, ale to nie było do mnie tylko do pozostałych dziewczyn. Bez słowa, więc wstałam i poszłam się ogarnąć. Umyłam się, ubrałam, pomalowałam lekko rzęsy i wyszłam z łazienki. Wzięłam ze sobą kurtkę i szalik Gryffindoru i poszłam pod pokój wspólny Puchonów.
***
Mecz oczywiście zakończył się wygraną Gryfonów. Ale muszę przyznać, że Puchoni nie grali tak źle, ponieważ gdyby nie to, że James złapał znicz mielibyśmy remis 70:70. Jak po każdym, wygranym meczu odbyła się impreza w naszym pokoju wspólnym. Tym razem zapytaliśmy o zgodę profesora Dumbledora. Było świetnie, przetańczyłam z Jamesem prawie całą noc. Oczywiście próbował mnie podrywać, ale ja się nie dałam. Ogólnie jest z niego fajny przyjaciel.
***
Walentynki. Cały zamek został przystrojony z tej okazji różowymi serduszkami, a z sufitu w Wielkiej Sali spadały bez przerwy różowe i czerwone serpentyny. Podczas śniadania Kupidyn rozdawał walentynki. Każdy uczeń dostał od dyrektora małą walentynkę z napisem „Wesołego Walentego”, miły gest. Poza tym każdy dostawał od swoich cichych wielbicieli, więc oczywiście Lily dostała od Jamesa dziesięć i w każdej była prośba o randkę. Od meczu minął już miesiąc, a ona nadal się do mnie nie odzywała. Miałam kilka razy ochotę, żeby do niej podejść i zwyczajnie ją przytulić, ale potem myślałam, że to ona powinna to zrobić. W końcu ja w niczym nie zawiniłam. Późnym popołudniem byłam umówiona ze Stanem. Sam przygotował kolację przy świecach, podczas której dał mi pluszowego misia z serduszkiem. Było mi głupio, że ja dla niego nic nie mam, jednak on mnie zapewnił, że nic nie szkodzi. Było cudownie. Świetnie spędziliśmy razem czas. Po kolacji odprowadził mnie pod obraz Grubej Damy i tam zadał pytanie, którego nie chciałam usłyszeć z jego ust.
- Dor, zostaniesz moją dziewczyną?
Tak bardzo nie chciałam go zranić odpowiedzią, a jednak nie mogłam się zgodzić. Po pierwsze był tylko przyjacielem, po drugie nie w moim typie, po trzecie podobał mi się ktoś inny.
- Posłuchaj- wzięłam go za rękę- nie chcę, żeby moja odpowiedź cię mocno dotknęła, chociaż tak pewnie będzie. Jesteś świetnym przyjacielem, potrafisz mnie wysłuchać i pocieszyć, zawsze masz dla mnie czas, gdy tego potrzebuję, ale nic z tego nie będzie. Przepraszam.
Spuściłam głowę i odwróciłam się w stronę obrazu. Już miałam wypowiedzieć hasło i wejść do środka, gdy Stan złapał mnie za rękę.
- Rozumiem, nie martw się. Byłbym zdziwiony, gdybyś się zgodziła, bo widzę jak patrzysz na Blacka, a on na ciebie. Może nie macie jakichś super relacji, ale mimo wszystko pewnie się sobie podobacie. Co? Nie mam racji?
- Masz, masz.
- No właśnie.- Przytulił mnie.- Idź teraz do niego i mu powiedz, co czujesz. Masz coś do stracenia?
- Tak. Relacje z nim. Może tak jak mówisz nie jesteśmy przyjaciółmi, ale przyjaźnię się z Jamesem, Remusem, trochę z Peterem i dziewczynami, on z nimi też, więc jak się spotykamy razem to on też jest i nie chcę, żeby przez to, że mu powiem, że mi się podoba przestał z nami przebywać, albo odciągał chłopaków od nas. Rozumiesz?
- Rozumiem, ale skąd wiesz, że tak będzie? Mówiłem ci przed chwilą, że widzę jak on na ciebie patrzy, jak siedzisz obok, jak przechodzisz, jak jesz, jak siedzisz na lekcjach. Wierz mi lub nie, ale jestem chłopakiem i wiem co takie spojrzenie oznacza.- Mrugnął do mnie.
- Może kiedyś mu powiem, ale raczej nie dziś, a teraz idę, bo jeszcze muszę odrobić lekcję. Dziękuję, za wszystko.- Dałam mu całusa w policzek i poszłam.
***
Po prostu jak na zawołanie, gdy wchodziłam po schodach do dormitorium, wpadłam na Syriusza.
- O, hej.- Powiedział.
- No hej. Co tam? Dawno nie rozmawialiśmy.
- No nie. U mnie jakoś leci, walentynki spędzam samotnie, pierwszy raz!- Śmiał się.- Ja! Rozumiesz? Ja! No, ale widzę, że ty nie? Dla kogo się tak wystroiłaś?
- Dla chłopaka.- Uśmiechnęłam się.
- Powiadasz?- Zrobił zdziwioną minę i przepuścił na schodach jakiegoś pierwszaka.- Ej masz chwilę?
- Jasne, czemu pytasz?
- A przejdziemy się?- Uśmiechnął się, a ja kiwnęłam głową.- Tylko ubierz się cieplej, bo zrobiło się zimno wieczorem.
Po pięciu minutach zeszłam do niego, ubrana w ciepłą kurtkę i szalik. Poszliśmy oczywiście na błonia, na spacer. Początkowo rozmawialiśmy o meczu, a ja mu opowiedziałam o sytuacji z Lily.
- Wiem, że masz swój honor, bo jesteś twardą kobietą, ale nie uważasz, że to bezsensowne kłócić się o taką głupotę?
- Uważam, ale nie ja to zaczęłam, to ona się obraziła. I po co? Nie mogę umówić się z przyjacielem na mecz chociaż raz? Sama mi mówiła, że od zawsze razem wszystko robimy, więc chyba ten jeden raz mogę coś zmienić?
- No w sumie masz rację, ale tak czy siak jestem zdania, że powinnaś z nią POGADAĆ, nie przepraszać, bo nie masz za co, faktycznie, ale poprosić o rozmowę i od słowa do słowa samo jakoś wyjdzie.
- Niech ci będzie.- Powiedziałam i szturchnęłam go lekko ramieniem.
- Tak naprawdę chciałem z tobą o czym innym porozmawiać.
- Tak? O czym?
- Bo .. Wiesz .. A w sumie to nie ważne.- Poczerwieniał trochę na twarzy.
- Ej, co jest? Zacząłeś temat to skończ, bo nie będę mogła spać.
- No dobra. Uważaj, walę prosto z mostu i zrozumiem, jeśli ty myślisz o mnie inaczej ... Podobasz mi się.
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej.- Widać było, że się trochę rozluźnił. Nie wiedziałam, że aż tak go peszę.
- Skoro jest godzina wyznań to powiem ci, że ty mi też się podobasz.
„Problem rozwiązany. Dzięki Stan.” pomyślałam.
- Wow. To świetnie. Myślisz, że mogłoby coś z tego być? No wiesz ty i ja. Mam wrażenie, że do siebie nie pasujemy. Ja robię kawały i się nie uczę praktycznie. Ty lubisz się uczyć i kawały cię denerwują i wiele innych rzeczy. To nie współgra.
- Przeciwieństwa w końcu się przyciągają prawda?- Uśmiechnęłam się i poczułam, że robię się czerwona na całej twarzy, aż mi było wstyd.
Syriusz nic nie powiedział, tylko się nade mną nachylił i mnie pocałował. Ten wieczór zapamiętam na zawsze.
***
Teoretycznie żadne z nas nie zaproponowało, żebyśmy zostali parą, ale po pocałunku mam wrażenie, że jesteśmy. Jeszcze przez około dwie godziny spacerowaliśmy i rozmawialiśmy. Potem powiedziałam mu, że chciałabym jeszcze dziś porozmawiać z Lily. Chłopak zgodził się i oznajmił mi, że Lily jest w bibliotece. Odprowadził mnie pod same drzwi i powiedział.
- Ja już idę do siebie i raczej jutro się zobaczymy nie?- Kiwnęłam głową.- Dobranoc moja dziewczyno.
- Dobranoc mój chłopaku.- Syriusz pocałował mnie w czoło. To było takie słodkie.
Kto by się spodziewał, że taki łobuz i podrywacz będzie ze mną i w dodatku będzie taki słodki i czuły. Od tego momentu nie miałam wątpliwości, że jesteśmy razem. Gdy Syriusz zniknął mi z pola widzenia, weszłam do biblioteki. Od razu zobaczyłam Lily, jej rude włosy można było zobaczyć z kilometra. Podeszłam do niej i powiedziałam:
- Hej. Masz czas?
Zero reakcji.
- Zapytałam cię o coś. Lily!
Nadal nic.
- Nie to nie. Nie musisz ze mną gadać. Siema.
Ona doskonale wiedziała, że gdy mówię „siema” jestem strasznie wkurzona. Przez chwilę specjalnie szłam wolno, bo myślałam, że może mnie zatrzyma, gdy się tak nie stało, po prostu wyszłam. Jednak ledwo odeszłam od drzwi, ktoś złapał mnie za ramię.
- Poczekaj.- To była Lily.- Co chciałaś?- Zapytała chłodnym tonem.
- Jeśli masz mi robić łaskę, że ze mną porozmawiasz po miesiącu, to nie rozmawiaj w ogóle.
- Nie robię ci łaski.- Zmieniła ton na łagodniejszy.
Stałyśmy chwilę w milczeniu. Ja wpatrywałam się w okno, które było za Lily, ale czułam, że Ruda patrzy na mnie.
- Przepraszam.- Przerwała ciszę Lily.- Sama nie wiem czemu się obraziłam, w końcu miałaś prawo iść ze Stanem na mecz. Wiem, jestem obrażalska, ale wybacz mi.- Widziałam smutek w jej oczach.- Wybaczysz? Proszę ..
- No pewnie, że wybaczę ciołku! Przecież cię kocham!- Przytuliłam ją. W końcu odzyskałam moją Lily.
- Poczekaj zabiorę rzeczy z biblioteki i idziemy do Pokoju Życzeń.
Siedziałyśmy w Pokoju Życzeń bardzo długo, rozmawiając. U Lily nic nowego się nie wydarzyło za to ja nawijałam i nawijałam. Gdy doszłam do momentu pocałunku z Syriuszem, Lily dosłownie opadła szczęka.
- No, no, no. Nieźle.- Uśmiechnęła się.- Niech wam się poszczęści.
- Dzięki.- Przytuliłyśmy się i wróciłyśmy do dormitorium.
Od razu poszłam się przebrać w piżamę. Zorientowałam się, że nie odrobiłam jeszcze lekcji, więc poszłam spać dopiero koło trzeciej nad ranem.

wtorek, 2 czerwca 2015

Nowa notka

Hejka! Boooooooże strasznie Was przepraszam! Już ponad trzy miesiące nie wstawiałam notki. ;-; Możecie mnie znienawidzić co chcecie! Naprawdę Was przepraszam. Nie mam kompletnie czasu na pisanie notek. ;-; Postanowiłam napisać Wam chociaż krótką informację. Otóż notki nie wstawię wcześniej jak w wakacje. :( Nie myślcie, że zrezygnowałam całkowicie z pisania notek. ;) Co to to na pewno nie. ;) Jeśli ktoś jeszcze czyta mojego bloga i chce, żebym wstawiła nową notkę niedługo po zakończeniu roku NIECH ZOSTAWI TU KOMENTARZ!! ;) Jeszcze raz bardzo przepraszam. :* Mam nadzieję, że mi wybaczycie! ;) :****

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 29

Wreszcie mam ferie! :3 Mogę spokojnie pisać notki, leniuchować, spać ile wlezie. :P Jakie to piękne uczucie obudzić się rano i wiedzieć, że nie musi się wstawać i iść do szkoły. :3 No, ale teraz chciałabym przeprosić. Nie dodawałam notki prawie przez miesiąc, ale moi kochani nauczyciele przez ostatnie dwa tygodnie robili sprawdziany za sprawdzianami i kartkówki za kartkówki, bo opamiętali się, że mają mało ocen i nie będzie z czego wystawić oceny semestralnej. ;-; Tak więc musiałam dużo zakuwać. :( Mam nadzieję, że mi wybaczycie tą długą nieobecność, i że zrekompensuję Wam to równie długą notką. ;) Wstawiam rozdział o 00:27 , więc nie oczekuję teraz komentarzy, ale będą mile widziane, gdy sprawdzę wieczorkiem. ;) Miłego czytania i miłych ferii, jeśli ktoś również ma. :)
***
Drugiego października minął miesiąc odkąd znowu byłam z Billem. Z tej okazji zabrał mnie na spacer. Fajnie nam się rozmawiało. Było jak dawniej. Spacery, rozmowy, całusy, trzymanie się za rękę. Kochałam Billa, ale w głębi duszy miałam wyrzuty sumienia, bo wiedziałam ile znaczę dla Jamesa. Jednak myślałam, że jest wszystko w porządku, bo James nie unikał mnie jak w tamtym roku, a wręcz przeciwnie częściej ze mną spędzał czas. Byłam tak naprawdę między młotem, a kowadłem.
- Słuchasz mnie?- Zapytał Bill.
- Tak oczywiście.
- No i gdy tam dojechaliśmy zobaczyliśmy, że nasze miejsce jest zajęte, więc moi rodzice chcieli się kłócić, ale ..
- Możemy już wracać?- Przerwałam mu.
- Dlaczego? Nawet pół godziny ze sobą nie spędziliśmy, a to jest pierwszy raz od tygodnia kiedy widzimy się na dłużej niż pięć minut. Coś się stało?
- Nie po prostu źle się czuję i chciałabym odpocząć. Obiecuję, że nadrobimy to ok?
- Kiedy?
- Jutro? Jest niedziela Bill. Wolne. Zero zajęć, prac domowych.
- Jutro jest mecz zapomniałaś?
- Ach no tak! A po meczu? Przecież zaczynacie grać o jedenastej, a do obiadu na pewno skończycie. To po obiedzie moglibyśmy wyjść hm?
- No nie wiem.
- Znów zaczynasz?
- Niby co?
- "Nie wiem czy wyjdziemy jutro, pojutrze, za tydzień." próbowałam udawać jego głos. Między innymi też przez to zerwaliśmy, bo po pierwsze byłeś strasznie zazdrosny, a po drugie nie spotykaliśmy się.
- No jesteśmy teraz na spacerze, więc o co chodzi? Jest szesnasta, a ja mogę nawet do jutra do dziesiątej rano spacerować, ale to ty próbujesz się wymigać.
- Moja wina, że mnie głowa boli?!- Byłam wkurzona.
- Nie. Przepraszam. Nie kłóćmy się dobrze? Wyjdziemy jutro, przysięgam. Po obiedzie wyjdziemy na jak długo będziesz chciała. Chodź tu do mnie.
Podeszłam do niego, a on mnie przytulił. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Najpierw nie chciał się spotkać, ale jak zobaczył, że się zdenerwowałam to od razu zmienił zdanie. Coś było nie w porządku. Miałam złe przeczucia czy Bill jest wobec mnie szczery, ale póki co nie chciałam robić awantury i o nic go nie pytałam. Nie powinien się denerwować przed meczem. Jutro Gryfoni grają z Puchonami.
***
Obudziłam się o siódmej, ale zwlokłam się z łóżka dopiero o ósmej. Poszłam do łazienki, a gdy z niej wyszłam dziewczyny już były całkiem rozbudzone.
- Jak się spało?- Zapytałam zadowolona.- Mi świetnie.
- Co ty taka radosna?- Zapytała mnie Meadows.
- Nie mogę?
- Możesz, ale jaki jest tego powód?
- Bez powodu.- Powiedziałam i zaczęłam się ubierać.
***
Zeszłyśmy we cztery do Wielkiej Sali na śniadanie. Gdy weszłam zobaczyłam Billa i jego najlepszego przyjaciela George'a. Podeszłam do nich i pocałowałam swojego chłopaka.
- To na szczęście kochanie.- Powiedziałam i puściłam do niego oczko.
- Teraz to na pewno wygramy.- Zaśmiał się, a ja wróciłam do swoich przyjaciół.
- Jak wam się układa?- Zagadnął mnie Remus.
- Dobrze, a jak u ciebie i Ann?- Zapytałam i zobaczyłam, że nie ma ani jej, ani Alicji.
- Świetnie! Jutro jest nasza druga rocznica.- Uśmiechnął się.
- Ooo. Szykujesz coś?- Zapytała Dor.
- Może. Nie powiem wam, bo zaraz wygadacie dla Ann.
- Jak chcesz.- Powiedziałam i zaczęłam się śmiać, bo James zaszedł mnie od tyłu i połaskotał.- James! Wiesz, że nie lubię łaskotek!
- Oj się nie złość.- Powiedział i mnie przytulił, a potem szepnął mi na ucho.- Pogadamy na osobności?
Kiwnęłam głową. Pośpiesznie zjadłam tosty i jajecznicę i poszłam z Jamesem na krótki spacer. Czułam na sobie wzrok Billa, gdy wychodziliśmy z Wielkiej Sali. Na pewno był zazdrosny.
***
- Jak tam z Billem? Nie kłócicie się?- Zapytał.
- Narazie nie, ale kłótnie w związku są nieuniknione wiesz?
- Wiem, wiem.- Powiedział i objął mnie delikatnie w pasie.
- James ja wiem, że się przyjaźnimy, ale mam chłopaka, który jest zazdrosny o mnie i wiesz, że takie gesty są nie na miejscu?
- Ja to wszystko wiem Lily. A czy ty wiesz, że ja z ciebie tak łatwo nie zrezygnuję? Mówiłem ci już, że do końca życia będę cię kochał nawet jeśli będę miał żonę i dzieci. Mówiłem? Mówiłem.
- Ale James ty nie ..
- Cśś.- Przerwał mi i zbliżył się do mnie chcąc pocałować. Ledwo zdołałam mu się oprzeć.
- James nie. Żadnych całusów. Przytulas?- Zapytałam i wtuliłam się w niego.- Chcesz zrujnować mój związek, który i tak długo pewnie nie potrwa?
- Oczywiście, że nie chcę, ale czemu ma długo nie trwać? Czyli coś się dzieje? Mów, załatwię to.
- Nic się nie dzieje, ale chodzi o to, że w naszym wieku nie ma prawdziwych miłości.
- Jesteś pewna? A Remus i Ann? Są ze sobą już dwa lata. A Frank i Alicja?Prawie rok.
- Ale to oni. A ja i Bill jesteśmy zupełnie inni.
- Daj spokój. Wracajmy już, bo muszę się jeszcze przygotować przed meczem.
Ruszyliśmy w stronę zamku, a James jak gdyby nigdy nic chwycił mnie za rękę. Nie zabrałam jej, bo nie chciałam, żeby się obraził. Gdy chcieliśmy wejść znowu do Wielkiej Sali akurat wychodził z niej Bill. Spojrzał najpierw na mnie, później na Jamesa, a na końcu na nasze ręce, które nadal były splecione. James posłał mu groźne spojrzenie, a Bill poszedł, chyba do wieży.
- Pójdę za nim ok?- Powiedziałam do Jamesa i pocałowałam w policzek.- Wiem miało nie być buziaków, ale to na szczęście. A i powiedz dziewczynom, że będę w pokoju wspólnym.- Przytuliłam się do niego i pobiegłam za Billem.- Bill czekaj!
***
- Dlaczego trzymałaś się z nim za rękę? Jesteś z nim?- Zapytał zupełnie spokojnie i jakby z nadzieją w głosie.
- Nie! To mój przyjaciel.
- Na pewno?
- Tak. Ile razy mam ci to powtarzać?
- Oj no już dobrze, nie było pytania. - Przytulił mnie i ruszyliśmy w stronę pokoju wspólnego. Tuż przed obrazem Grubej Damy dogonił nas Cody i powiedział, że Daniel kazał już iść się przygotować. Pożegnałam się z nimi i poszłam do dormitorium po szalik Gryffindoru i transparent.
***
- Witam na pierwszym meczu! Dzisiaj zagrają Gryfoni przeciw Puchonom!- Krzyknął komentator.- A na boisko wkracza drużyna Gryfonów! Oto ich skład: Daniel obrońca, Syriusz, Bill, Colin ścigający, Zack, Cody pałkarze i ich niezawodny szukający! Gromkie brawa dla Jamesa Potteraaaa!- Wszyscy na trybunach zaczęli krzyczeć i klaskać.- A teraz wchodzi drużyna Puchonów, której nie będę przedstawiał, bo oni nie są tacy ważni.- Zażartował Maks, który właśnie był Puchonem.- Przedstawię tylko ich nowego szukającego Johana! Wielkie brawa!
Zauważyłem, że na trybunach brakuje Ślizgonów. Oni nigdy nie uczestniczyli w meczach, jeśli ich drużyna nie grała. Za to pogoda była świetna. Świeciło słońce, a niebo było bezchmurne. Co prawda wiał wiatr, ale nie aż taki mocny. Gdy tylko pani Hooch zagwizdała i wypuściła piłki rozpoczynając grę, Gryfoni zaczęli coś śpiewać, ale byłem zbyt wysoko, żeby usłyszeć piosenkę. Po godzinie zacząłem się nudzić, więc latałem wokół boiska. Puchoni prowadzili dwudziestoma punktami. Musiałem złapać znicz, aby nasza drużyna wygrała. Johan, ten nowy szukający, denerwował mnie, bo cały czas latał za mną. Parę razy specjalnie nagle leciałem gdzieś, a potem szybko zawracałem, żeby się ode mnie odczepił chociaż na chwilę, ale i to nic nie dało. Gdy Gryfoni mieli sześćdziesiąt punktów, a Puchoni sto zauważyłem znicz. Latał obok trybun, na których siedzieli Krukoni. Ruszyłem w jego stronę. Najpierw powoli, aby Johan się nie zorientował, a później nagle przyspieszyłem. W pewnym momencie chłopak mnie dogonił i lecieliśmy ramię w ramię. Po paru minutach lecieliśmy w dół z wysokości 20 stóp. Gdy byliśmy prawie przy ziemi poderwałem miotłę ostro do góry, aby się z nią nie zderzyć. Niestety Johan nie miał takiej koordynacji ruchów jak ja i uderzył w ziemię tak, że jego miotła połamała się na drobne kawałeczki. Zanim ktokolwiek podszedł do niego, ja złapałem znicz. Mecz się zakończył, a drużyna Puchonów zabrała swojego szukającego do Skrzydła Szpitalnego.
***
Jak zwykle po wygranym meczu urządziliśmy imprezę w pokoju wspólnym. Przyszli Puchoni i Krukoni. Ślizgonów nawet nie zapraszaliśmy. Johan wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego po pół godzinie. Był jedynie potłuczony, ale pani Pomfrey działa cuda i migiem wyleczyła jego liczne siniaki. Stał pod ścianą sam, więc podszedłem do niego z butelką Piwa Kremowego.
- Hej Johan! Sory za to co się stało. Nie przypuszczałem, że się nie wyrobisz.- Powiedziałem podając mu Piwo.
- Zwariowałeś? To nie twoja wina!- Zaśmiał się i upił łyk z butelki.- Gratuluję wygranej. Długo grasz w Quidditcha?
- Od drugiej klasy. A ty?
- Dziś był mój pierwszy w życiu mecz, ale na miotle latam od małego, tata mnie nauczył.
- Spoko. Właściwie, w której klasie jesteś?
- W czwartej ty też co nie?
- Tak, tak.- Opowiedziałem, ale nie słuchałem dłużej Johana. Patrzyłem jak Bill przytula się z Lily. "Byłem zazdrosny tyle czasu, to dlaczego teraz mam nie być?" pomyślałem. Postanowiłem to przerwać, więc podszedłem do nich.
- Pardon.- Powiedziałem z udawanym francuskim akcentem.- Mógłbym cię prosić do tańca Lily?
- Jasne.- Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę w moją stronę.
***
Tańczyliśmy dobrą godzinę i to bez przerwy. Bill rozmawiał z Georg'em i co raz na nas zerkał. Martwiłem się o Lily i chciałem pogadać, więc czekałem na wolną piosenkę. W końcu zdenerwowałem się i poprosiłem Colina, naszego ścigającego, żeby zmienił utwór na nieco wolniejszy.
- Lily zatańczymy wolny taniec?- Zapytałem.
- Dziękuję ci.- Powiedziała i przytuliła się. Ja również ją przytuliłem.- Gdyby nie ty pewnie nadal bym podpierała ścianę.
- Czemu nie powiesz mu, że chcesz potańczyć?
- Mówiłam, ale on nie słucha albo wykręca się, że nie umie.
- Może rzeczywiście nie umie i nie chce przed tobą się ośmieszyć?-
Przerwałem i zapatrzyłem się na Billa.  Patrzył na George'a jakoś dziwnie, a nawet raz objął go w pasie, ale ten go odpychał. Coś tu było nie tak.
- Co się stało?- Zapytała Lily odrywając się ode mnie.
- Przez chwilę wydawało mi się, że.. A nie ważne w sumie. Pogadajmy o czymś innym, bo na samą myśl o Billu robi mi się niedobrze.
Nagle Colin zmienił muzykę na Fatalne Jędze. Złapałem Lily za rękę i pobiegłem z nią do stolika, żeby napić się Piwa Kremowego. Chwilę później do pokoju wspólnego weszła profesor McGonagall.
- A co tu się dzieje?!- Krzyknęła i nagle w pokoju zrobiło się cicho.- Impreza?! Powinniście odrabiać lekcje! Jutro Gryfoni i Puchoni mają Transmutację i wiedzcie, że wam nie odpuszczę! Każdy zostanie odpytany! Bez wyjątku!
- Ależ Minerwo.- Powiedział Dyrektor, który pojawił się znikąd.- Powinnaś ich zrozumieć. Już nie pamiętasz jak my organizowaliśmy huczne imprezy z okazji wygranego meczu?- Profesor McGonagall zaczerwieniła się.- Uwaga wszyscy! Możecie się bawić do rana, ponieważ odwołuję wam lekcje!
Wszyscy zaczęli się cieszyć, gwizdać, klaskać.
- A co ze Ślizgonami?- Zapytał ktoś z tłumu.
- Nie ma ich tu?- Zapytał zdziwiony Dyrektor.
- Nikogo.- Powiedziałem.- Nie zapraszaliśmy ich, bo nie było ich na meczu, a nawet nie wiemy gdzie mają pokój wspólny.
- W związku z tym dla nich lekcje się odbędą.- Uśmiechnął się i wyszedł.
***
- Mieliśmy pójść na spacer.- Szepnął mi na ucho Bill.
- Teraz? Zbliża się północ.
- To co? Dawaj! Będzie fajnie!
- Ale tylko na chwilę. Poczekaj idę po jakąś bluzę.
- Nie musisz. Trzymaj.- Powiedział, zdjął z siebie bluzę i podał mi.
***
Chodziliśmy po zupełnie ciemnych błoniach. Bluza Billa była na mnie za duża o dwa numery, ale przynajmniej było mi ciepło.
- Chciałeś pogadać o czymś konkretnym? Bo jak nie to może wracajmy? Bo wiesz jest impreza i w ogóle.
- Tak o czymś konkretnym i to bardzo.- Odpowiedział poważnym głosem.- Ok, krótka piłka. Nie możemy być razem.
- Haha! Słucham?! Co to ma być? Jakiś żart?
- Nie to nie żart. Po prostu nie możemy być razem, bo ..
- Zakochałeś się w innej? A nie! Czekaj! Twoja wyobraźnia działa inaczej. To ja się w kimś innym zakochałam tak?
- Nie, nic z tych rzeczy.
- No więc? Słucham? Jaki jest powód tego, że nie chcesz już być ze mną? Znudziłam ci się? Nie jestem wystarczająco "dobra" dla ciebie? Mów!
- Nie mogę powiedzieć, bo to znacząco wpłynie na moje życie i reputację.
- Aha. Nie no spoko. Reputacja ważniejsza. Skoro tak to ja idę, nie chcesz, nie mów. W ogóle wiesz co? Nie odzywaj się do mnie już ani słowem. Udawaj, że mnie nie znasz. Nie dawaj oznak życia. I nigdy więcej nie proś o kolejną szansę!
- Nie mam zamiaru.- Odpowiedział spokojnym tonem co mnie jeszcze bardziej rozwścieczyło.
- Dupek z ciebie!- Krzyknęłam i pobiegłam w stronę zamku.
- Jestem gejem!- Usłyszałam, gdy byłam już dobre parę metrów od niego. Przystanęłam na chwilę nie wierząc w to co przed chwilą powiedział Bill.
- Kim?- Zapytałam chcąc się upewnić.
- Gejem. I mam chłopaka. Ty byłaś tylko przykrywką, żeby nikt się o tym nie dowiedział.
Podeszłam znów do niego i uderzyłam go z całej siły w twarz. Chłopak miał czerwony policzek i ślad po mojej ręce.
- Jesteś obrzydliwy! Nienormalny! Przytulasz się i całujesz z jakimś chłopakiem, a później ze mną?! Ohyda!
***
Zanim doszłam do wieży Gryffindoru, w której nadal trwała impreza złość mi przeszła, a ogarnął mnie smutek. "Wybaczyłam Bill'owi. Myślałam, że to będzie ten jedyny, że się zmienił, przemyślał. Ale nie. On tylko udawał, żeby nikt nie rozpoznał w nim geja. Ale dlaczego akurat to musiałam być ja? Nie mógł wybrać sobie innej ofiary? Powiem dla Jamesa o tym co zaszło. Oczywiście, że powiem, ale on zaraz zechce się zemścić na Billu... Dobra! Trudno! Zemści się i będzie dobrze! Ja nie umiem planować zemsty, a James tak i to bardzo dobrze. Powiem jemu i innym też. Cały Gryffindor, Ravenclaw i Huffelpuff się dowiedzą jak mnie potraktował Bill."
***
- James. Pogadamy gdzieś w kącie? Chwilę tylko.- Zapytałam.
- Z tobą zawsze.- Uśmiechnął się.- Co tam? Jak spacer?
Wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam Jamesowi wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Chłopak bardzo się zdenerwował.
- Zabiję gnoja!- Powiedział i chciał wyjść z pokoju wspólnego i poszukać Billa, ale go powstrzymałam.
- Nie James! Nie dzisiaj. Proszę. Teraz się bawmy, śmiejmy, tańczmy. Jutro z nim pogadasz dobrze?
- Dobra będzie jak chcesz.- Powiedział i chciał mnie przytulić, ale skrzywił się, gdy na mnie spojrzał. Wtedy się zorientowałam, że nadal mam na sobie bluzę Billa. Szybko ją zdjęłam i wtuliłam się w Jamesa. Akurat zaczęła lecieć wolna piosenka, więc tańczyliśmy przytuleni. Bill nie pojawił się do końca imprezy, która skończyła się o piątej nad ranem.
***
Rano na śniadaniu nikt nie rozmawiał o niczym innym jak tylko o imprezie. Ślizgoni patrzyli na każdego spod byka. To nie jest niczyja wina, że nie przyszli, i że mają lekcje, a my nie. Doskonale wiedzieli, że ją urządzimy, a jak nie my to Puchoni. Ważne, że przynajmniej trzy pozostałe domy świetnie się bawiły. Strasznie się wczoraj zintegrowaliśmy. Gdy przez przypadek wszyscy się dowiedzieli o moim rozstaniu z Billem i o tym w jaki sposób mnie potraktował, chcieli iść i go pobić zwłaszcza chłopcy, ale nie pozwoliłam im. Dzisiaj James miał z nim pogadać.
- James mam nadzieję, że nie wpakujesz się w kłopoty? Znając ciebie to na słowach się nie skończy, a ja nie chcę, żebyś dostał szlaban teoretycznie przeze mnie.
- Nie martw się wszystko będzie dobrze. Bill pożałuje. Z resztą on wie co go czeka, bo rozmawiałem z nim i go ostrzegłem, że jeśli cię skrzywdzi to nie będzie wesoło. Widocznie nie zrozumiał lub nie zapamiętał.
- Tylko proszę cię żadnych bójek ok?
- NIE. MARTW. SIĘ.- Powiedział i pocałował mnie w czoło.- Łapo idziemy. Sprawa sama się nie załatwi.
Nie zdążyłam nic powiedzieć i już ich nie było. Dosiadłam się do Remusa i Petera, którzy rozmawiali wesoło przy kominku.
- Co tam chłopcy?- Zapytałam.
- Lily przepraszam.- Powiedział Remus.- Za to, że nie poszedłem z chłopakami.- Dodał widząc moje zdziwienie.- Wiesz, że jesteś moją przyjaciółką i ja bym zrobił dla ciebie wszystko, ale dziś jest rocznica, moja i Ann, i chciałbym wszystko przygotować. Wybacz.
- Hej Remi!- Powiedziałam siadając obok niego i go obejmując.- Przecież wiem, że jesteś moim przyjacielem. Ja to wszystko doskonale wiem. Nie martw się i tak mi dużo pomagasz, a ja nie mam jak ci się odwdzięczyć.
- Ja też przepraszam.- Odezwał się Peter.- Jestem już umówiony, ale myślę, że wiesz, że ja też jestem twoim przyjacielem?
- Wiem.- Zaśmiałam się.- A z kim umówiony? Na randkę?
- Może.- Chłopak poczerwieniał.
- No mów! Długo ją znasz?
- Miesiąc temu siedziałem z nią na Eliksirach, a wczoraj tańczyliśmy na imprezie praktycznie cały czas. Pod koniec poprosiłem ją o spotkanie. Zgodziła się, a ja teraz strasznie się denerwuję.
- Nie masz czym.- Puściłam do niego oczko.- Po prostu bądź sobą.
Perspektywa Jamesa:
- Dorwę gnoja i spuszczę mu taki łomot, że się nie pozbiera. Nikt nie będzie bezkarnie krzywdził mojej Lilki.- Szedłem przez szkolne korytarze, zaglądając do każdej pustej sali. Byłem wściekły na Billa.
- Ej, ale podzielisz się ze mną?- Zapytał Syriusz.
- Hę?- Nie rozumiałem.- Niby czym?
- Trochę pobijesz ty, a trochę ja.- Śmiał się.
- A kto powiedział, że ja będę go bił?- Powiedziałem całkiem poważnie.
- Nie, stary. Chyba nie chcesz odbyć z nim pojedynku?
- A czemu nie? Ojciec mnie uczył. Wiem jak to się robi. Pokażę temu Bill'owi gdzie jego miejsce.
- Człowieku. Masz czternaście lat. Jesteś w czwartej klasie. Znasz ledwo pięć zaklęć obronnych i jedno rozbrajające, a pamiętaj, że Bill jest starszy.
- Nie obchodzi mnie to. Może i jest starszy, ale jego koledzy odwrócili się od niego, bo oni też o niczym nie wiedzieli, więc mam pewność, że będzie sam.
- Nie powstrzymam cię prawda?- Zapytał zrezygnowany Syriusz, a ja w odpowiedzi tylko się do niego uśmiechnąłem.
Znaleźliśmy Billa w bibliotece. Wystraszył się, gdy nas zobaczył i nie chciał z nami nigdzie pójść, ale zmusiliśmy go. Weszliśmy we trzech do pustej sali.
- Wyjmuj różdżkę.- Nakazałem.
Bill posłusznie wyjął ją i powiedział:
- Zanim cokolwiek mi zrobicie posłuchajcie.
- Nie będziemy cię słuchać. Skrzywdziłeś Lily. Wykorzystałeś ją bezczelnie, żeby tylko nikt się nie dowiedział. Zapamiętaj sobie, że nikt nie krzywdzi bezkarnie naszych przyjaciół.- Powiedział Syriusz takim tonem jakby był dorosłym facetem.
Po chwili ciszy rzuciłem na Billa zaklęcie rozbrajające. Nie zdążył go odbić i odleciał w tył, a ja jego różdżka poleciała w moją stronę. Chłopak wstał i próbował uciec, ale Syriusz go zatrzymał. Parę minut później do sali wszedł inny chłopak. Był wysoki, miał blond włosy, chudą twarz, a na piersi znak Prefekta. Chłopak jak się później okazało miał na imię Lucjusz Malfoy i był Ślizgonem.
- Wypad nie widzisz, że ćwiczymy?- Krzyknąłem do niego.
- Muszę wam wlepić szlaban. Takie są zasady. Nie można przebywać w klasie bez nadzoru nauczyciela lub Prefekta. A w ogóle co ćwiczycie?- Zapytał spokojnie.
- Zaklęcia debilu.- Odparłem jeszcze bardziej wściekły.- A teraz łaskawie opuść tą salę, bo oberwiesz.
- Uderzysz Prefekta? No to śmiało. Spróbuj.
Nie czekałem aż ktoś mnie powstrzyma tylko z całej siły uderzyłem Malfoy'a pięścią. Ten po chwili mi oddał. Walka rozpoczęła się na dobre. Wszyscy czterej biliśmy się. Bill i Malfoy przeciwko mnie i Syriuszowi. Jeśli któryś coś powiedział to były to albo wyzwiska, albo przekleństwa. Nasze krzyki usłyszał woźny szkoły, Filch i przyszedł, aby nas uspokoić. Gdy w końcu nas rozdzielił skarcił Malfoy'a za to, że jest Prefektem i wdaje się w bójki. Dał nam wszystkim szlaban i kazał iść do Skrzydła Szpitalnego. Ja miałem rozcięty łuk brwiowy, Syriusz rozcięte usta, Malfoy złamany nos, a Bill rękę, oprócz tego każdy miał liczne siniaki. Oczywiście żaden z nas nie poszedł do pani Pomfrey. Gdy razem z Syriuszem wróciliśmy do pokoju wspólnego Lily i Dorcas od razu do nas podbiegły.
- Boże James co się stało?- Zapytała Lily.- Biłeś się? Mówiłam ci coś chyba czy nie? Miało nie być bójek! Na pewno dostałeś szlaban!
- Oj tam szlaban. Odpracuje i po sprawie. Grunt, że Bill wszystko zrozumiał.
- A ty Black?! Masz swój rozum?! Nie mogłeś go powstrzymać?!- Dorcas zaczęła wydzierać się na Syriusza i bić go po głowie.- Jesteś skończonym idiotą! U pani Pomfrey byłeś? Nie! Pewnie, bo po co?! Marsz na górę przebrać się! Oboje! I zaraz do Skrzydła Szpitalnego!
W tym momencie nie mogłam przestać się śmiać. Dorcas jako najstarsza z naszej dziewiątki była jak matka. Chłopcy spuścili głowy i potulnie jak baranki poszli do swojego dormitorium.
***
Razem z dziewczynami wróciłam do żeńskiego dormitorium. Cały czas się śmiałyśmy z tego co się wydarzyło przed chwilą.
- Matka Dorcas w akcji.- Mówiłam.- A swoją drogą widziała któraś z was dzisiaj Remusa? Cały dzień go nie widziałam nawet na śniadaniu, a dziś jest nasza rocznica. Chciałam spędzić z nim trochę czasu. O! A co to?- Powiedziałam podchodząc do łóżka.- Od Remusa?
Kochanie.
Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy. Nie wiesz, gdzie jestem? Przygotowałem dla ciebie "mapę":
Wyjdź z pokoju wspólnego i skieruj się w stronę Wielkiej Sali. Gdy zobaczysz schody idź po nich aż na siódme piętro. Jak pewnie wiesz jest tam Pokój Życzeń. Przejdź trzy razy przy ścianie i pomyśl o mnie. Narazie to tyle wskazówek. Powodzenia! :)
- Na pewno przygotował ci jakąś niespodziankę!- Powiedziała Alicja.- Ciekawe co dla mnie zrobi Frank.
- Ale wy macie rocznicę dopiero w marcu, a my dzisiaj.- Śmiałam się.- A tak w ogóle to patrzcie jak ten czas leci. Jesteśmy już ze sobą dwa lata!
- Dobra przebierz się i leć, bo Remus się nie doczeka.- Powiedziała Lily i podała mi moją czarną, krótką sukienkę.
***
W piętnaście minut byłam gotowa. Nałożyłam tą sukienkę, rozpuściłam swoje blond włosy i pomalowałam rzęsy. Lily pożyczyła mi swoją srebrną bransoletkę. Do tego włożyłam czarne balerinki. Gdy szłam w stronę Pokoju Życzeń zastanawiałam się co też mógł mi przygotować Remus. Weszłam na siódme piętro i przeszłam trzy razy obok ściany myśląc o moim ukochanym. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam coś w rodzaju korytarza. Był on cały w kwiatach, a z sufitu cały czas spadały płatki róż. Nagle podleciał do mnie skowronek i podał karteczkę, na której było napisane:
Jeszcze kawałeczek i mnie znajdziesz. Musisz po prostu iść prosto. :)
Szłam dobre pięć minut, kiedy znalazłam kolejną karteczkę tym razem z napisem:
Boże jak ty się wleczesz! Szybciej! Ruchy! Zanudzę się tu na śmierć!
- Remus!- Krzyknęłam.- Daleko jeszcze?!
Jakby w odpowiedzi, z sufitu spadła kolejna karteczka:
Zależy w jakim tempie będziesz szła. 
Szłam kolejne pięć minut i znalazłam kolejną karteczkę:
Ile ja mam na ciebie czekać?! W ogóle ci się chyba nie spieszy co? Szybciej! Mała podpowiedź jak daleko jeszcze: znajdź ostatnie dwie karteczki, a znajdziesz też mnie.
- Remus! Do jasnej cholery!- Krzyknęłam.
Kochanie bez nerwów. Widzisz? Tylko jeszcze jedna karteczka i po sprawie. ;)
W końcu doszłam do jakichś drzwi, przy których była ostatnia karteczka:
A teraz zamknij oczy i otrwórz drzwi. Tylko proszę nie podglądaj. To ma być niespodzianka. 
Zrobiłam tak jak mnie prosił Remus. Zamknęłam oczy i nacisnęłam klamkę. Przeszłam przez drzwi nadal mając zamknięte oczy. Zatrzymałam się, bo bałam się iść dalej. Nie wiedziałam, gdzie jestem.
- Remi? Jesteś tu?- Zapytałam.
- Jestem.- Powiedział. Czułam, że jest jakiś metr ode mnie.- Możesz otworzyć oczy.
Otworzyłam i zobaczyłam mojego chłopaka ubranego w elegancki garnitur. Za nim stał mały, okrągły stolik i dwa krzesła.
- Kolacja przy świecach?- Zapytałam.
- Tak, ale to tylko początek. Chodź usiądź.- Powiedział, zaprowadził mnie do stolika i odsunął krzesło.
Rozmawialiśmy i delektowaliśmy się potrawami, które Remus zamówił u szkolnych skrzatów z kuchni.
- Mam coś dla ciebie.- Powiedział i wyciągnął z kieszeni marynarki małe pudełeczko.
- Ojej!- Powiedziałam, gdy otworzyłam i zobaczyłam naszyjnik z wisiorkiem w kształcie litery "R".- Jesteś słodki. Ja dla ciebie nic nie mam.- Odparłam smutna.
- Nie szkodzi. Ważne, że jesteś przy mnie teraz. Nie musisz mi dawać żadnego prezentu, ale jeśli już tak bardzo chcesz to daj mi buziaka.
Wstałam, podeszłam do niego i mocno pocałowałam. Potem pomyślałam, że fajnie by było poleżeć we dwoje na łące pełnej kwiatów, w blasku księżyca. I ku mojemu zdziwieniu właśnie to się pojawiło. Remus położył się na trawie, a ja obok niego. Moja głowa natomiast leżała na jego torsie. Byłam taka szczęśliwa. Czułam, że to jest ten jedyny. Gdy wybiła północ Remus zaproponował, że wrócimy do wieży. Zgodziłam się zwłaszcza, że jutro już o dziewiątej mieliśmy pierwszą lekcję, co wiązało się z wcześniejszą pobudką. Szliśmy, przez ten sam korytarz co ja wcześniej, w milczeniu, i trzymaliśmy się za dłonie. Byłam ciekawa czy Remus odwzajemnia moje uczucie tak bardzo jak ja. Miałam nadzieję, że tak.
***
Rano, gdy się obudziłam Ann już była w pokoju i smacznie spała. Na jej szyi wisiał naszyjnik z literą "R", znaczy że rocznica się udała. Jak zwykle pierwsza poszłam do łazienki. Ubrałam się, uczesałam i zeszłam na dół. Ktoś pukał w obraz Grubej Damy, a to oznaczało, że jest to ktoś spoza Gryffindoru. Otworzyłam obraz i przed moimi oczami stanął Severus.
- Cześć.- Powiedział.- Przejdziemy się przed śniadaniem?
Kiwnęłam głową i wyszłam z pokoju wspólnego. Słońce już dawno wzeszło i było ciepło na dworze, dlatego wyszłam w krótkim rękawie. Chodziliśmy po błoniach aż doszliśmy do wielkiego dębu, naszego ulubionego miejsca.
- Znowu długo się nie odzywałeś.- Powiedziałam z wyrzutem.- Można powiedzieć, że mnie unikałeś.
- Nie unikałem tylko rozmyślałem jak ci powiedzieć pewną rzecz.
- Jaką?- Zapytałam.
- Kochasz mnie?
- Oczywiście, że tak.- Zdziwiłam się tym pytaniem, bo doskonale znał odpowiedź.- Przecież jesteś prawie jak brat, którego nigdy nie miałam.
- Ale ja nie o to pytam. Czy kochasz mnie tak jak kochałaś Billa?
- Słucham? Ty w tym momencie chcesz zapytać czy chcę być twoją dziewczyną?
- Szkoda, że się domyśliłaś, bo to miała być niespodzianka. Wiem, że dopiero minęły dwa dni od twojego zerwania z Billem, ale ja nie mogę tego dłużej przed tobą ukrywać. Lily po prostu cię kocham. Ale nie jak przyjaciółkę.
Zamurowało mnie. Severus wyznał mi miłość. Nie mogłam w to uwierzyć. Ja go kochałam, ale tylko jako przyjaciela, brata. Nic więcej. Nie wiedziałam tylko jak mu to powiedzieć, żeby go nie zranić.
- Sev.- Zaczęłam.- Wiesz, zaskoczyłeś mnie, nie ukrywam, ale.. No po prostu ja cię nie kocham w ten sam sposób jak ty mnie. Jesteś dla mnie bardzo dobrym i bliskim przyjacielem. Traktuję cię jak starszego brata. Nie chcę ci robić nadziei mówiąc, że może za parę dni jak to przemyślę, bo nie będziemy razem. Przepraszam, ale nie chciałabym, żeby się między nami popsuło, gdybyśmy zerwali.
Wstałam i skierowałam się w stronę zamku.
- Powinniśmy już iść na śniadanie.- Powiedziałam.- Nie idziesz?
- Nie. Jeszcze chwilę tu posiedzę.
- Jak chcesz.- Uśmiechnęłam się.
Perspektywa Severusa:
- Niech to szlag trafi!- Powiedział sam do siebie.- Powinienem był się spodziewać, że mi odmówi. Głupi byłem, że robiłem sobie nadzieje!
Zacząłem bić pięścią o korę drzewa. Przerwałem, gdy poczułem ból i zobaczyłem, że leci mi krew. Pobiegłem szybko do Skrzydła Szpitalnego. Tam pani Pomfrey zawinęła mi na ręce bandaż i puściła na lekcje.
***
W Hogwarcie spadł pierwszy śnieg. Zbliżały się święta i uczniowie pakowali się na wyjazd do domu. Przez te trzy miesiące bardzo zaprzyjaźniłam się ze Stanem. Chodziliśmy na spacery, odrabialiśmy razem lekcje w bibliotece. Po prostu była to prawdziwa przyjaźń damsko-męska. Miałam gdzieś zazdrość Syriusza. Mógł myśleć co chciał, ale ja tylko się ze Stanem przyjaźniłam, nic więcej. Nie zamierzałam mieć chłopaka w wieku czternastu lat. Dzień przed wyjazdem Stan zaproponował mi wyjście na podwórko. Zgodziłam się. Ubrałam się ciepło i wyszłam. Na początku tylko rozmawialiśmy, ale potem dopadła mnie głupawka i padłam na śnieg robiąc orły. Stan do mnie dołączył. Później usiadłam na jego brzuchu okrakiem i zaczęłam obsypywać jego twarz śniegiem. Niestety przegrałam tę walkę, bo Stan był silniejszy. Świetnie się bawiłam i zmarznięta wróciłam do dormitorium. Oczywiście przez resztę dnia Syriusz nie odezwał się do mnie ani słowem. Trudno. Stwierdziłam, że nie będę mu się narzucać.
***
Umówiłam się z Frankiem, że spędzimy Sylwestra razem, u mnie. Moi rodzice mieli jechać do znajomych, a siostra miała nocować u przyjaciółki. Rodzice wiedzieli, że mam chłopaka i bez problemu się zgodzili, a nawet jeśli by się nie zgodzili to i tak spędziłabym tę jedną noc w roku z Frankiem. Nasz pierwszy Sylwester razem. Zapowiadało się całkiem nieźle. Frank powiedział, że będziemy oglądać filmy, a o północy pójdziemy postrzelać petardami. Nie mogłam się doczekać.
***
Siedzieliśmy wszyscy razem wieczorem, w pokoju wspólnym, przy kominku. Wszyscy z wyjątkiem Petera.
- Ktoś go widział dzisiaj w ogóle?- Zapytałem.
- Ja, ale tylko rano na śniadaniu i potem chwilę siedział przy kominku to gadaliśmy.- Odpowiedziała Lily.- A właściwie czemu pytasz?
- No bo go nie ma, a zawsze z nami siedział. Nigdy nie opuścił żadnego naszego "spotkania".
- Może ma jakąś ważną sprawę?- Powiedziała Ruda bardziej do Remusa niż do mnie.
- Ty coś wiesz?- Zapytał Syriusz.
- Jejku. Był dzisiaj umówiony na randkę. Ale nie wiem z kim ani gdzie.
- Nasz Peter?- Zdziwiłem się.- To nieźle.
W tym momencie obraz Grubej Damy otworzył się i przeszedł przez niego Peter, a zaraz za nim. Jakaś dziewczyna, która była z domu Ravenclaw. Poznałem to po jej niebiesko-czarnym krawacie. Peter szedł z tą dziewczyną za rękę. Podszedł do nas i zapytał:
- Możemy się dosiąść?
Kiwnąłem głową. Wszyscy ze zniecierpliwieniem czekaliśmy aż chłopak nam przedstawi tę tajemniczą nieznajomą.