poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 29

Wreszcie mam ferie! :3 Mogę spokojnie pisać notki, leniuchować, spać ile wlezie. :P Jakie to piękne uczucie obudzić się rano i wiedzieć, że nie musi się wstawać i iść do szkoły. :3 No, ale teraz chciałabym przeprosić. Nie dodawałam notki prawie przez miesiąc, ale moi kochani nauczyciele przez ostatnie dwa tygodnie robili sprawdziany za sprawdzianami i kartkówki za kartkówki, bo opamiętali się, że mają mało ocen i nie będzie z czego wystawić oceny semestralnej. ;-; Tak więc musiałam dużo zakuwać. :( Mam nadzieję, że mi wybaczycie tą długą nieobecność, i że zrekompensuję Wam to równie długą notką. ;) Wstawiam rozdział o 00:27 , więc nie oczekuję teraz komentarzy, ale będą mile widziane, gdy sprawdzę wieczorkiem. ;) Miłego czytania i miłych ferii, jeśli ktoś również ma. :)
***
Drugiego października minął miesiąc odkąd znowu byłam z Billem. Z tej okazji zabrał mnie na spacer. Fajnie nam się rozmawiało. Było jak dawniej. Spacery, rozmowy, całusy, trzymanie się za rękę. Kochałam Billa, ale w głębi duszy miałam wyrzuty sumienia, bo wiedziałam ile znaczę dla Jamesa. Jednak myślałam, że jest wszystko w porządku, bo James nie unikał mnie jak w tamtym roku, a wręcz przeciwnie częściej ze mną spędzał czas. Byłam tak naprawdę między młotem, a kowadłem.
- Słuchasz mnie?- Zapytał Bill.
- Tak oczywiście.
- No i gdy tam dojechaliśmy zobaczyliśmy, że nasze miejsce jest zajęte, więc moi rodzice chcieli się kłócić, ale ..
- Możemy już wracać?- Przerwałam mu.
- Dlaczego? Nawet pół godziny ze sobą nie spędziliśmy, a to jest pierwszy raz od tygodnia kiedy widzimy się na dłużej niż pięć minut. Coś się stało?
- Nie po prostu źle się czuję i chciałabym odpocząć. Obiecuję, że nadrobimy to ok?
- Kiedy?
- Jutro? Jest niedziela Bill. Wolne. Zero zajęć, prac domowych.
- Jutro jest mecz zapomniałaś?
- Ach no tak! A po meczu? Przecież zaczynacie grać o jedenastej, a do obiadu na pewno skończycie. To po obiedzie moglibyśmy wyjść hm?
- No nie wiem.
- Znów zaczynasz?
- Niby co?
- "Nie wiem czy wyjdziemy jutro, pojutrze, za tydzień." próbowałam udawać jego głos. Między innymi też przez to zerwaliśmy, bo po pierwsze byłeś strasznie zazdrosny, a po drugie nie spotykaliśmy się.
- No jesteśmy teraz na spacerze, więc o co chodzi? Jest szesnasta, a ja mogę nawet do jutra do dziesiątej rano spacerować, ale to ty próbujesz się wymigać.
- Moja wina, że mnie głowa boli?!- Byłam wkurzona.
- Nie. Przepraszam. Nie kłóćmy się dobrze? Wyjdziemy jutro, przysięgam. Po obiedzie wyjdziemy na jak długo będziesz chciała. Chodź tu do mnie.
Podeszłam do niego, a on mnie przytulił. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Najpierw nie chciał się spotkać, ale jak zobaczył, że się zdenerwowałam to od razu zmienił zdanie. Coś było nie w porządku. Miałam złe przeczucia czy Bill jest wobec mnie szczery, ale póki co nie chciałam robić awantury i o nic go nie pytałam. Nie powinien się denerwować przed meczem. Jutro Gryfoni grają z Puchonami.
***
Obudziłam się o siódmej, ale zwlokłam się z łóżka dopiero o ósmej. Poszłam do łazienki, a gdy z niej wyszłam dziewczyny już były całkiem rozbudzone.
- Jak się spało?- Zapytałam zadowolona.- Mi świetnie.
- Co ty taka radosna?- Zapytała mnie Meadows.
- Nie mogę?
- Możesz, ale jaki jest tego powód?
- Bez powodu.- Powiedziałam i zaczęłam się ubierać.
***
Zeszłyśmy we cztery do Wielkiej Sali na śniadanie. Gdy weszłam zobaczyłam Billa i jego najlepszego przyjaciela George'a. Podeszłam do nich i pocałowałam swojego chłopaka.
- To na szczęście kochanie.- Powiedziałam i puściłam do niego oczko.
- Teraz to na pewno wygramy.- Zaśmiał się, a ja wróciłam do swoich przyjaciół.
- Jak wam się układa?- Zagadnął mnie Remus.
- Dobrze, a jak u ciebie i Ann?- Zapytałam i zobaczyłam, że nie ma ani jej, ani Alicji.
- Świetnie! Jutro jest nasza druga rocznica.- Uśmiechnął się.
- Ooo. Szykujesz coś?- Zapytała Dor.
- Może. Nie powiem wam, bo zaraz wygadacie dla Ann.
- Jak chcesz.- Powiedziałam i zaczęłam się śmiać, bo James zaszedł mnie od tyłu i połaskotał.- James! Wiesz, że nie lubię łaskotek!
- Oj się nie złość.- Powiedział i mnie przytulił, a potem szepnął mi na ucho.- Pogadamy na osobności?
Kiwnęłam głową. Pośpiesznie zjadłam tosty i jajecznicę i poszłam z Jamesem na krótki spacer. Czułam na sobie wzrok Billa, gdy wychodziliśmy z Wielkiej Sali. Na pewno był zazdrosny.
***
- Jak tam z Billem? Nie kłócicie się?- Zapytał.
- Narazie nie, ale kłótnie w związku są nieuniknione wiesz?
- Wiem, wiem.- Powiedział i objął mnie delikatnie w pasie.
- James ja wiem, że się przyjaźnimy, ale mam chłopaka, który jest zazdrosny o mnie i wiesz, że takie gesty są nie na miejscu?
- Ja to wszystko wiem Lily. A czy ty wiesz, że ja z ciebie tak łatwo nie zrezygnuję? Mówiłem ci już, że do końca życia będę cię kochał nawet jeśli będę miał żonę i dzieci. Mówiłem? Mówiłem.
- Ale James ty nie ..
- Cśś.- Przerwał mi i zbliżył się do mnie chcąc pocałować. Ledwo zdołałam mu się oprzeć.
- James nie. Żadnych całusów. Przytulas?- Zapytałam i wtuliłam się w niego.- Chcesz zrujnować mój związek, który i tak długo pewnie nie potrwa?
- Oczywiście, że nie chcę, ale czemu ma długo nie trwać? Czyli coś się dzieje? Mów, załatwię to.
- Nic się nie dzieje, ale chodzi o to, że w naszym wieku nie ma prawdziwych miłości.
- Jesteś pewna? A Remus i Ann? Są ze sobą już dwa lata. A Frank i Alicja?Prawie rok.
- Ale to oni. A ja i Bill jesteśmy zupełnie inni.
- Daj spokój. Wracajmy już, bo muszę się jeszcze przygotować przed meczem.
Ruszyliśmy w stronę zamku, a James jak gdyby nigdy nic chwycił mnie za rękę. Nie zabrałam jej, bo nie chciałam, żeby się obraził. Gdy chcieliśmy wejść znowu do Wielkiej Sali akurat wychodził z niej Bill. Spojrzał najpierw na mnie, później na Jamesa, a na końcu na nasze ręce, które nadal były splecione. James posłał mu groźne spojrzenie, a Bill poszedł, chyba do wieży.
- Pójdę za nim ok?- Powiedziałam do Jamesa i pocałowałam w policzek.- Wiem miało nie być buziaków, ale to na szczęście. A i powiedz dziewczynom, że będę w pokoju wspólnym.- Przytuliłam się do niego i pobiegłam za Billem.- Bill czekaj!
***
- Dlaczego trzymałaś się z nim za rękę? Jesteś z nim?- Zapytał zupełnie spokojnie i jakby z nadzieją w głosie.
- Nie! To mój przyjaciel.
- Na pewno?
- Tak. Ile razy mam ci to powtarzać?
- Oj no już dobrze, nie było pytania. - Przytulił mnie i ruszyliśmy w stronę pokoju wspólnego. Tuż przed obrazem Grubej Damy dogonił nas Cody i powiedział, że Daniel kazał już iść się przygotować. Pożegnałam się z nimi i poszłam do dormitorium po szalik Gryffindoru i transparent.
***
- Witam na pierwszym meczu! Dzisiaj zagrają Gryfoni przeciw Puchonom!- Krzyknął komentator.- A na boisko wkracza drużyna Gryfonów! Oto ich skład: Daniel obrońca, Syriusz, Bill, Colin ścigający, Zack, Cody pałkarze i ich niezawodny szukający! Gromkie brawa dla Jamesa Potteraaaa!- Wszyscy na trybunach zaczęli krzyczeć i klaskać.- A teraz wchodzi drużyna Puchonów, której nie będę przedstawiał, bo oni nie są tacy ważni.- Zażartował Maks, który właśnie był Puchonem.- Przedstawię tylko ich nowego szukającego Johana! Wielkie brawa!
Zauważyłem, że na trybunach brakuje Ślizgonów. Oni nigdy nie uczestniczyli w meczach, jeśli ich drużyna nie grała. Za to pogoda była świetna. Świeciło słońce, a niebo było bezchmurne. Co prawda wiał wiatr, ale nie aż taki mocny. Gdy tylko pani Hooch zagwizdała i wypuściła piłki rozpoczynając grę, Gryfoni zaczęli coś śpiewać, ale byłem zbyt wysoko, żeby usłyszeć piosenkę. Po godzinie zacząłem się nudzić, więc latałem wokół boiska. Puchoni prowadzili dwudziestoma punktami. Musiałem złapać znicz, aby nasza drużyna wygrała. Johan, ten nowy szukający, denerwował mnie, bo cały czas latał za mną. Parę razy specjalnie nagle leciałem gdzieś, a potem szybko zawracałem, żeby się ode mnie odczepił chociaż na chwilę, ale i to nic nie dało. Gdy Gryfoni mieli sześćdziesiąt punktów, a Puchoni sto zauważyłem znicz. Latał obok trybun, na których siedzieli Krukoni. Ruszyłem w jego stronę. Najpierw powoli, aby Johan się nie zorientował, a później nagle przyspieszyłem. W pewnym momencie chłopak mnie dogonił i lecieliśmy ramię w ramię. Po paru minutach lecieliśmy w dół z wysokości 20 stóp. Gdy byliśmy prawie przy ziemi poderwałem miotłę ostro do góry, aby się z nią nie zderzyć. Niestety Johan nie miał takiej koordynacji ruchów jak ja i uderzył w ziemię tak, że jego miotła połamała się na drobne kawałeczki. Zanim ktokolwiek podszedł do niego, ja złapałem znicz. Mecz się zakończył, a drużyna Puchonów zabrała swojego szukającego do Skrzydła Szpitalnego.
***
Jak zwykle po wygranym meczu urządziliśmy imprezę w pokoju wspólnym. Przyszli Puchoni i Krukoni. Ślizgonów nawet nie zapraszaliśmy. Johan wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego po pół godzinie. Był jedynie potłuczony, ale pani Pomfrey działa cuda i migiem wyleczyła jego liczne siniaki. Stał pod ścianą sam, więc podszedłem do niego z butelką Piwa Kremowego.
- Hej Johan! Sory za to co się stało. Nie przypuszczałem, że się nie wyrobisz.- Powiedziałem podając mu Piwo.
- Zwariowałeś? To nie twoja wina!- Zaśmiał się i upił łyk z butelki.- Gratuluję wygranej. Długo grasz w Quidditcha?
- Od drugiej klasy. A ty?
- Dziś był mój pierwszy w życiu mecz, ale na miotle latam od małego, tata mnie nauczył.
- Spoko. Właściwie, w której klasie jesteś?
- W czwartej ty też co nie?
- Tak, tak.- Opowiedziałem, ale nie słuchałem dłużej Johana. Patrzyłem jak Bill przytula się z Lily. "Byłem zazdrosny tyle czasu, to dlaczego teraz mam nie być?" pomyślałem. Postanowiłem to przerwać, więc podszedłem do nich.
- Pardon.- Powiedziałem z udawanym francuskim akcentem.- Mógłbym cię prosić do tańca Lily?
- Jasne.- Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę w moją stronę.
***
Tańczyliśmy dobrą godzinę i to bez przerwy. Bill rozmawiał z Georg'em i co raz na nas zerkał. Martwiłem się o Lily i chciałem pogadać, więc czekałem na wolną piosenkę. W końcu zdenerwowałem się i poprosiłem Colina, naszego ścigającego, żeby zmienił utwór na nieco wolniejszy.
- Lily zatańczymy wolny taniec?- Zapytałem.
- Dziękuję ci.- Powiedziała i przytuliła się. Ja również ją przytuliłem.- Gdyby nie ty pewnie nadal bym podpierała ścianę.
- Czemu nie powiesz mu, że chcesz potańczyć?
- Mówiłam, ale on nie słucha albo wykręca się, że nie umie.
- Może rzeczywiście nie umie i nie chce przed tobą się ośmieszyć?-
Przerwałem i zapatrzyłem się na Billa.  Patrzył na George'a jakoś dziwnie, a nawet raz objął go w pasie, ale ten go odpychał. Coś tu było nie tak.
- Co się stało?- Zapytała Lily odrywając się ode mnie.
- Przez chwilę wydawało mi się, że.. A nie ważne w sumie. Pogadajmy o czymś innym, bo na samą myśl o Billu robi mi się niedobrze.
Nagle Colin zmienił muzykę na Fatalne Jędze. Złapałem Lily za rękę i pobiegłem z nią do stolika, żeby napić się Piwa Kremowego. Chwilę później do pokoju wspólnego weszła profesor McGonagall.
- A co tu się dzieje?!- Krzyknęła i nagle w pokoju zrobiło się cicho.- Impreza?! Powinniście odrabiać lekcje! Jutro Gryfoni i Puchoni mają Transmutację i wiedzcie, że wam nie odpuszczę! Każdy zostanie odpytany! Bez wyjątku!
- Ależ Minerwo.- Powiedział Dyrektor, który pojawił się znikąd.- Powinnaś ich zrozumieć. Już nie pamiętasz jak my organizowaliśmy huczne imprezy z okazji wygranego meczu?- Profesor McGonagall zaczerwieniła się.- Uwaga wszyscy! Możecie się bawić do rana, ponieważ odwołuję wam lekcje!
Wszyscy zaczęli się cieszyć, gwizdać, klaskać.
- A co ze Ślizgonami?- Zapytał ktoś z tłumu.
- Nie ma ich tu?- Zapytał zdziwiony Dyrektor.
- Nikogo.- Powiedziałem.- Nie zapraszaliśmy ich, bo nie było ich na meczu, a nawet nie wiemy gdzie mają pokój wspólny.
- W związku z tym dla nich lekcje się odbędą.- Uśmiechnął się i wyszedł.
***
- Mieliśmy pójść na spacer.- Szepnął mi na ucho Bill.
- Teraz? Zbliża się północ.
- To co? Dawaj! Będzie fajnie!
- Ale tylko na chwilę. Poczekaj idę po jakąś bluzę.
- Nie musisz. Trzymaj.- Powiedział, zdjął z siebie bluzę i podał mi.
***
Chodziliśmy po zupełnie ciemnych błoniach. Bluza Billa była na mnie za duża o dwa numery, ale przynajmniej było mi ciepło.
- Chciałeś pogadać o czymś konkretnym? Bo jak nie to może wracajmy? Bo wiesz jest impreza i w ogóle.
- Tak o czymś konkretnym i to bardzo.- Odpowiedział poważnym głosem.- Ok, krótka piłka. Nie możemy być razem.
- Haha! Słucham?! Co to ma być? Jakiś żart?
- Nie to nie żart. Po prostu nie możemy być razem, bo ..
- Zakochałeś się w innej? A nie! Czekaj! Twoja wyobraźnia działa inaczej. To ja się w kimś innym zakochałam tak?
- Nie, nic z tych rzeczy.
- No więc? Słucham? Jaki jest powód tego, że nie chcesz już być ze mną? Znudziłam ci się? Nie jestem wystarczająco "dobra" dla ciebie? Mów!
- Nie mogę powiedzieć, bo to znacząco wpłynie na moje życie i reputację.
- Aha. Nie no spoko. Reputacja ważniejsza. Skoro tak to ja idę, nie chcesz, nie mów. W ogóle wiesz co? Nie odzywaj się do mnie już ani słowem. Udawaj, że mnie nie znasz. Nie dawaj oznak życia. I nigdy więcej nie proś o kolejną szansę!
- Nie mam zamiaru.- Odpowiedział spokojnym tonem co mnie jeszcze bardziej rozwścieczyło.
- Dupek z ciebie!- Krzyknęłam i pobiegłam w stronę zamku.
- Jestem gejem!- Usłyszałam, gdy byłam już dobre parę metrów od niego. Przystanęłam na chwilę nie wierząc w to co przed chwilą powiedział Bill.
- Kim?- Zapytałam chcąc się upewnić.
- Gejem. I mam chłopaka. Ty byłaś tylko przykrywką, żeby nikt się o tym nie dowiedział.
Podeszłam znów do niego i uderzyłam go z całej siły w twarz. Chłopak miał czerwony policzek i ślad po mojej ręce.
- Jesteś obrzydliwy! Nienormalny! Przytulasz się i całujesz z jakimś chłopakiem, a później ze mną?! Ohyda!
***
Zanim doszłam do wieży Gryffindoru, w której nadal trwała impreza złość mi przeszła, a ogarnął mnie smutek. "Wybaczyłam Bill'owi. Myślałam, że to będzie ten jedyny, że się zmienił, przemyślał. Ale nie. On tylko udawał, żeby nikt nie rozpoznał w nim geja. Ale dlaczego akurat to musiałam być ja? Nie mógł wybrać sobie innej ofiary? Powiem dla Jamesa o tym co zaszło. Oczywiście, że powiem, ale on zaraz zechce się zemścić na Billu... Dobra! Trudno! Zemści się i będzie dobrze! Ja nie umiem planować zemsty, a James tak i to bardzo dobrze. Powiem jemu i innym też. Cały Gryffindor, Ravenclaw i Huffelpuff się dowiedzą jak mnie potraktował Bill."
***
- James. Pogadamy gdzieś w kącie? Chwilę tylko.- Zapytałam.
- Z tobą zawsze.- Uśmiechnął się.- Co tam? Jak spacer?
Wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam Jamesowi wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Chłopak bardzo się zdenerwował.
- Zabiję gnoja!- Powiedział i chciał wyjść z pokoju wspólnego i poszukać Billa, ale go powstrzymałam.
- Nie James! Nie dzisiaj. Proszę. Teraz się bawmy, śmiejmy, tańczmy. Jutro z nim pogadasz dobrze?
- Dobra będzie jak chcesz.- Powiedział i chciał mnie przytulić, ale skrzywił się, gdy na mnie spojrzał. Wtedy się zorientowałam, że nadal mam na sobie bluzę Billa. Szybko ją zdjęłam i wtuliłam się w Jamesa. Akurat zaczęła lecieć wolna piosenka, więc tańczyliśmy przytuleni. Bill nie pojawił się do końca imprezy, która skończyła się o piątej nad ranem.
***
Rano na śniadaniu nikt nie rozmawiał o niczym innym jak tylko o imprezie. Ślizgoni patrzyli na każdego spod byka. To nie jest niczyja wina, że nie przyszli, i że mają lekcje, a my nie. Doskonale wiedzieli, że ją urządzimy, a jak nie my to Puchoni. Ważne, że przynajmniej trzy pozostałe domy świetnie się bawiły. Strasznie się wczoraj zintegrowaliśmy. Gdy przez przypadek wszyscy się dowiedzieli o moim rozstaniu z Billem i o tym w jaki sposób mnie potraktował, chcieli iść i go pobić zwłaszcza chłopcy, ale nie pozwoliłam im. Dzisiaj James miał z nim pogadać.
- James mam nadzieję, że nie wpakujesz się w kłopoty? Znając ciebie to na słowach się nie skończy, a ja nie chcę, żebyś dostał szlaban teoretycznie przeze mnie.
- Nie martw się wszystko będzie dobrze. Bill pożałuje. Z resztą on wie co go czeka, bo rozmawiałem z nim i go ostrzegłem, że jeśli cię skrzywdzi to nie będzie wesoło. Widocznie nie zrozumiał lub nie zapamiętał.
- Tylko proszę cię żadnych bójek ok?
- NIE. MARTW. SIĘ.- Powiedział i pocałował mnie w czoło.- Łapo idziemy. Sprawa sama się nie załatwi.
Nie zdążyłam nic powiedzieć i już ich nie było. Dosiadłam się do Remusa i Petera, którzy rozmawiali wesoło przy kominku.
- Co tam chłopcy?- Zapytałam.
- Lily przepraszam.- Powiedział Remus.- Za to, że nie poszedłem z chłopakami.- Dodał widząc moje zdziwienie.- Wiesz, że jesteś moją przyjaciółką i ja bym zrobił dla ciebie wszystko, ale dziś jest rocznica, moja i Ann, i chciałbym wszystko przygotować. Wybacz.
- Hej Remi!- Powiedziałam siadając obok niego i go obejmując.- Przecież wiem, że jesteś moim przyjacielem. Ja to wszystko doskonale wiem. Nie martw się i tak mi dużo pomagasz, a ja nie mam jak ci się odwdzięczyć.
- Ja też przepraszam.- Odezwał się Peter.- Jestem już umówiony, ale myślę, że wiesz, że ja też jestem twoim przyjacielem?
- Wiem.- Zaśmiałam się.- A z kim umówiony? Na randkę?
- Może.- Chłopak poczerwieniał.
- No mów! Długo ją znasz?
- Miesiąc temu siedziałem z nią na Eliksirach, a wczoraj tańczyliśmy na imprezie praktycznie cały czas. Pod koniec poprosiłem ją o spotkanie. Zgodziła się, a ja teraz strasznie się denerwuję.
- Nie masz czym.- Puściłam do niego oczko.- Po prostu bądź sobą.
Perspektywa Jamesa:
- Dorwę gnoja i spuszczę mu taki łomot, że się nie pozbiera. Nikt nie będzie bezkarnie krzywdził mojej Lilki.- Szedłem przez szkolne korytarze, zaglądając do każdej pustej sali. Byłem wściekły na Billa.
- Ej, ale podzielisz się ze mną?- Zapytał Syriusz.
- Hę?- Nie rozumiałem.- Niby czym?
- Trochę pobijesz ty, a trochę ja.- Śmiał się.
- A kto powiedział, że ja będę go bił?- Powiedziałem całkiem poważnie.
- Nie, stary. Chyba nie chcesz odbyć z nim pojedynku?
- A czemu nie? Ojciec mnie uczył. Wiem jak to się robi. Pokażę temu Bill'owi gdzie jego miejsce.
- Człowieku. Masz czternaście lat. Jesteś w czwartej klasie. Znasz ledwo pięć zaklęć obronnych i jedno rozbrajające, a pamiętaj, że Bill jest starszy.
- Nie obchodzi mnie to. Może i jest starszy, ale jego koledzy odwrócili się od niego, bo oni też o niczym nie wiedzieli, więc mam pewność, że będzie sam.
- Nie powstrzymam cię prawda?- Zapytał zrezygnowany Syriusz, a ja w odpowiedzi tylko się do niego uśmiechnąłem.
Znaleźliśmy Billa w bibliotece. Wystraszył się, gdy nas zobaczył i nie chciał z nami nigdzie pójść, ale zmusiliśmy go. Weszliśmy we trzech do pustej sali.
- Wyjmuj różdżkę.- Nakazałem.
Bill posłusznie wyjął ją i powiedział:
- Zanim cokolwiek mi zrobicie posłuchajcie.
- Nie będziemy cię słuchać. Skrzywdziłeś Lily. Wykorzystałeś ją bezczelnie, żeby tylko nikt się nie dowiedział. Zapamiętaj sobie, że nikt nie krzywdzi bezkarnie naszych przyjaciół.- Powiedział Syriusz takim tonem jakby był dorosłym facetem.
Po chwili ciszy rzuciłem na Billa zaklęcie rozbrajające. Nie zdążył go odbić i odleciał w tył, a ja jego różdżka poleciała w moją stronę. Chłopak wstał i próbował uciec, ale Syriusz go zatrzymał. Parę minut później do sali wszedł inny chłopak. Był wysoki, miał blond włosy, chudą twarz, a na piersi znak Prefekta. Chłopak jak się później okazało miał na imię Lucjusz Malfoy i był Ślizgonem.
- Wypad nie widzisz, że ćwiczymy?- Krzyknąłem do niego.
- Muszę wam wlepić szlaban. Takie są zasady. Nie można przebywać w klasie bez nadzoru nauczyciela lub Prefekta. A w ogóle co ćwiczycie?- Zapytał spokojnie.
- Zaklęcia debilu.- Odparłem jeszcze bardziej wściekły.- A teraz łaskawie opuść tą salę, bo oberwiesz.
- Uderzysz Prefekta? No to śmiało. Spróbuj.
Nie czekałem aż ktoś mnie powstrzyma tylko z całej siły uderzyłem Malfoy'a pięścią. Ten po chwili mi oddał. Walka rozpoczęła się na dobre. Wszyscy czterej biliśmy się. Bill i Malfoy przeciwko mnie i Syriuszowi. Jeśli któryś coś powiedział to były to albo wyzwiska, albo przekleństwa. Nasze krzyki usłyszał woźny szkoły, Filch i przyszedł, aby nas uspokoić. Gdy w końcu nas rozdzielił skarcił Malfoy'a za to, że jest Prefektem i wdaje się w bójki. Dał nam wszystkim szlaban i kazał iść do Skrzydła Szpitalnego. Ja miałem rozcięty łuk brwiowy, Syriusz rozcięte usta, Malfoy złamany nos, a Bill rękę, oprócz tego każdy miał liczne siniaki. Oczywiście żaden z nas nie poszedł do pani Pomfrey. Gdy razem z Syriuszem wróciliśmy do pokoju wspólnego Lily i Dorcas od razu do nas podbiegły.
- Boże James co się stało?- Zapytała Lily.- Biłeś się? Mówiłam ci coś chyba czy nie? Miało nie być bójek! Na pewno dostałeś szlaban!
- Oj tam szlaban. Odpracuje i po sprawie. Grunt, że Bill wszystko zrozumiał.
- A ty Black?! Masz swój rozum?! Nie mogłeś go powstrzymać?!- Dorcas zaczęła wydzierać się na Syriusza i bić go po głowie.- Jesteś skończonym idiotą! U pani Pomfrey byłeś? Nie! Pewnie, bo po co?! Marsz na górę przebrać się! Oboje! I zaraz do Skrzydła Szpitalnego!
W tym momencie nie mogłam przestać się śmiać. Dorcas jako najstarsza z naszej dziewiątki była jak matka. Chłopcy spuścili głowy i potulnie jak baranki poszli do swojego dormitorium.
***
Razem z dziewczynami wróciłam do żeńskiego dormitorium. Cały czas się śmiałyśmy z tego co się wydarzyło przed chwilą.
- Matka Dorcas w akcji.- Mówiłam.- A swoją drogą widziała któraś z was dzisiaj Remusa? Cały dzień go nie widziałam nawet na śniadaniu, a dziś jest nasza rocznica. Chciałam spędzić z nim trochę czasu. O! A co to?- Powiedziałam podchodząc do łóżka.- Od Remusa?
Kochanie.
Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy. Nie wiesz, gdzie jestem? Przygotowałem dla ciebie "mapę":
Wyjdź z pokoju wspólnego i skieruj się w stronę Wielkiej Sali. Gdy zobaczysz schody idź po nich aż na siódme piętro. Jak pewnie wiesz jest tam Pokój Życzeń. Przejdź trzy razy przy ścianie i pomyśl o mnie. Narazie to tyle wskazówek. Powodzenia! :)
- Na pewno przygotował ci jakąś niespodziankę!- Powiedziała Alicja.- Ciekawe co dla mnie zrobi Frank.
- Ale wy macie rocznicę dopiero w marcu, a my dzisiaj.- Śmiałam się.- A tak w ogóle to patrzcie jak ten czas leci. Jesteśmy już ze sobą dwa lata!
- Dobra przebierz się i leć, bo Remus się nie doczeka.- Powiedziała Lily i podała mi moją czarną, krótką sukienkę.
***
W piętnaście minut byłam gotowa. Nałożyłam tą sukienkę, rozpuściłam swoje blond włosy i pomalowałam rzęsy. Lily pożyczyła mi swoją srebrną bransoletkę. Do tego włożyłam czarne balerinki. Gdy szłam w stronę Pokoju Życzeń zastanawiałam się co też mógł mi przygotować Remus. Weszłam na siódme piętro i przeszłam trzy razy obok ściany myśląc o moim ukochanym. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam coś w rodzaju korytarza. Był on cały w kwiatach, a z sufitu cały czas spadały płatki róż. Nagle podleciał do mnie skowronek i podał karteczkę, na której było napisane:
Jeszcze kawałeczek i mnie znajdziesz. Musisz po prostu iść prosto. :)
Szłam dobre pięć minut, kiedy znalazłam kolejną karteczkę tym razem z napisem:
Boże jak ty się wleczesz! Szybciej! Ruchy! Zanudzę się tu na śmierć!
- Remus!- Krzyknęłam.- Daleko jeszcze?!
Jakby w odpowiedzi, z sufitu spadła kolejna karteczka:
Zależy w jakim tempie będziesz szła. 
Szłam kolejne pięć minut i znalazłam kolejną karteczkę:
Ile ja mam na ciebie czekać?! W ogóle ci się chyba nie spieszy co? Szybciej! Mała podpowiedź jak daleko jeszcze: znajdź ostatnie dwie karteczki, a znajdziesz też mnie.
- Remus! Do jasnej cholery!- Krzyknęłam.
Kochanie bez nerwów. Widzisz? Tylko jeszcze jedna karteczka i po sprawie. ;)
W końcu doszłam do jakichś drzwi, przy których była ostatnia karteczka:
A teraz zamknij oczy i otrwórz drzwi. Tylko proszę nie podglądaj. To ma być niespodzianka. 
Zrobiłam tak jak mnie prosił Remus. Zamknęłam oczy i nacisnęłam klamkę. Przeszłam przez drzwi nadal mając zamknięte oczy. Zatrzymałam się, bo bałam się iść dalej. Nie wiedziałam, gdzie jestem.
- Remi? Jesteś tu?- Zapytałam.
- Jestem.- Powiedział. Czułam, że jest jakiś metr ode mnie.- Możesz otworzyć oczy.
Otworzyłam i zobaczyłam mojego chłopaka ubranego w elegancki garnitur. Za nim stał mały, okrągły stolik i dwa krzesła.
- Kolacja przy świecach?- Zapytałam.
- Tak, ale to tylko początek. Chodź usiądź.- Powiedział, zaprowadził mnie do stolika i odsunął krzesło.
Rozmawialiśmy i delektowaliśmy się potrawami, które Remus zamówił u szkolnych skrzatów z kuchni.
- Mam coś dla ciebie.- Powiedział i wyciągnął z kieszeni marynarki małe pudełeczko.
- Ojej!- Powiedziałam, gdy otworzyłam i zobaczyłam naszyjnik z wisiorkiem w kształcie litery "R".- Jesteś słodki. Ja dla ciebie nic nie mam.- Odparłam smutna.
- Nie szkodzi. Ważne, że jesteś przy mnie teraz. Nie musisz mi dawać żadnego prezentu, ale jeśli już tak bardzo chcesz to daj mi buziaka.
Wstałam, podeszłam do niego i mocno pocałowałam. Potem pomyślałam, że fajnie by było poleżeć we dwoje na łące pełnej kwiatów, w blasku księżyca. I ku mojemu zdziwieniu właśnie to się pojawiło. Remus położył się na trawie, a ja obok niego. Moja głowa natomiast leżała na jego torsie. Byłam taka szczęśliwa. Czułam, że to jest ten jedyny. Gdy wybiła północ Remus zaproponował, że wrócimy do wieży. Zgodziłam się zwłaszcza, że jutro już o dziewiątej mieliśmy pierwszą lekcję, co wiązało się z wcześniejszą pobudką. Szliśmy, przez ten sam korytarz co ja wcześniej, w milczeniu, i trzymaliśmy się za dłonie. Byłam ciekawa czy Remus odwzajemnia moje uczucie tak bardzo jak ja. Miałam nadzieję, że tak.
***
Rano, gdy się obudziłam Ann już była w pokoju i smacznie spała. Na jej szyi wisiał naszyjnik z literą "R", znaczy że rocznica się udała. Jak zwykle pierwsza poszłam do łazienki. Ubrałam się, uczesałam i zeszłam na dół. Ktoś pukał w obraz Grubej Damy, a to oznaczało, że jest to ktoś spoza Gryffindoru. Otworzyłam obraz i przed moimi oczami stanął Severus.
- Cześć.- Powiedział.- Przejdziemy się przed śniadaniem?
Kiwnęłam głową i wyszłam z pokoju wspólnego. Słońce już dawno wzeszło i było ciepło na dworze, dlatego wyszłam w krótkim rękawie. Chodziliśmy po błoniach aż doszliśmy do wielkiego dębu, naszego ulubionego miejsca.
- Znowu długo się nie odzywałeś.- Powiedziałam z wyrzutem.- Można powiedzieć, że mnie unikałeś.
- Nie unikałem tylko rozmyślałem jak ci powiedzieć pewną rzecz.
- Jaką?- Zapytałam.
- Kochasz mnie?
- Oczywiście, że tak.- Zdziwiłam się tym pytaniem, bo doskonale znał odpowiedź.- Przecież jesteś prawie jak brat, którego nigdy nie miałam.
- Ale ja nie o to pytam. Czy kochasz mnie tak jak kochałaś Billa?
- Słucham? Ty w tym momencie chcesz zapytać czy chcę być twoją dziewczyną?
- Szkoda, że się domyśliłaś, bo to miała być niespodzianka. Wiem, że dopiero minęły dwa dni od twojego zerwania z Billem, ale ja nie mogę tego dłużej przed tobą ukrywać. Lily po prostu cię kocham. Ale nie jak przyjaciółkę.
Zamurowało mnie. Severus wyznał mi miłość. Nie mogłam w to uwierzyć. Ja go kochałam, ale tylko jako przyjaciela, brata. Nic więcej. Nie wiedziałam tylko jak mu to powiedzieć, żeby go nie zranić.
- Sev.- Zaczęłam.- Wiesz, zaskoczyłeś mnie, nie ukrywam, ale.. No po prostu ja cię nie kocham w ten sam sposób jak ty mnie. Jesteś dla mnie bardzo dobrym i bliskim przyjacielem. Traktuję cię jak starszego brata. Nie chcę ci robić nadziei mówiąc, że może za parę dni jak to przemyślę, bo nie będziemy razem. Przepraszam, ale nie chciałabym, żeby się między nami popsuło, gdybyśmy zerwali.
Wstałam i skierowałam się w stronę zamku.
- Powinniśmy już iść na śniadanie.- Powiedziałam.- Nie idziesz?
- Nie. Jeszcze chwilę tu posiedzę.
- Jak chcesz.- Uśmiechnęłam się.
Perspektywa Severusa:
- Niech to szlag trafi!- Powiedział sam do siebie.- Powinienem był się spodziewać, że mi odmówi. Głupi byłem, że robiłem sobie nadzieje!
Zacząłem bić pięścią o korę drzewa. Przerwałem, gdy poczułem ból i zobaczyłem, że leci mi krew. Pobiegłem szybko do Skrzydła Szpitalnego. Tam pani Pomfrey zawinęła mi na ręce bandaż i puściła na lekcje.
***
W Hogwarcie spadł pierwszy śnieg. Zbliżały się święta i uczniowie pakowali się na wyjazd do domu. Przez te trzy miesiące bardzo zaprzyjaźniłam się ze Stanem. Chodziliśmy na spacery, odrabialiśmy razem lekcje w bibliotece. Po prostu była to prawdziwa przyjaźń damsko-męska. Miałam gdzieś zazdrość Syriusza. Mógł myśleć co chciał, ale ja tylko się ze Stanem przyjaźniłam, nic więcej. Nie zamierzałam mieć chłopaka w wieku czternastu lat. Dzień przed wyjazdem Stan zaproponował mi wyjście na podwórko. Zgodziłam się. Ubrałam się ciepło i wyszłam. Na początku tylko rozmawialiśmy, ale potem dopadła mnie głupawka i padłam na śnieg robiąc orły. Stan do mnie dołączył. Później usiadłam na jego brzuchu okrakiem i zaczęłam obsypywać jego twarz śniegiem. Niestety przegrałam tę walkę, bo Stan był silniejszy. Świetnie się bawiłam i zmarznięta wróciłam do dormitorium. Oczywiście przez resztę dnia Syriusz nie odezwał się do mnie ani słowem. Trudno. Stwierdziłam, że nie będę mu się narzucać.
***
Umówiłam się z Frankiem, że spędzimy Sylwestra razem, u mnie. Moi rodzice mieli jechać do znajomych, a siostra miała nocować u przyjaciółki. Rodzice wiedzieli, że mam chłopaka i bez problemu się zgodzili, a nawet jeśli by się nie zgodzili to i tak spędziłabym tę jedną noc w roku z Frankiem. Nasz pierwszy Sylwester razem. Zapowiadało się całkiem nieźle. Frank powiedział, że będziemy oglądać filmy, a o północy pójdziemy postrzelać petardami. Nie mogłam się doczekać.
***
Siedzieliśmy wszyscy razem wieczorem, w pokoju wspólnym, przy kominku. Wszyscy z wyjątkiem Petera.
- Ktoś go widział dzisiaj w ogóle?- Zapytałem.
- Ja, ale tylko rano na śniadaniu i potem chwilę siedział przy kominku to gadaliśmy.- Odpowiedziała Lily.- A właściwie czemu pytasz?
- No bo go nie ma, a zawsze z nami siedział. Nigdy nie opuścił żadnego naszego "spotkania".
- Może ma jakąś ważną sprawę?- Powiedziała Ruda bardziej do Remusa niż do mnie.
- Ty coś wiesz?- Zapytał Syriusz.
- Jejku. Był dzisiaj umówiony na randkę. Ale nie wiem z kim ani gdzie.
- Nasz Peter?- Zdziwiłem się.- To nieźle.
W tym momencie obraz Grubej Damy otworzył się i przeszedł przez niego Peter, a zaraz za nim. Jakaś dziewczyna, która była z domu Ravenclaw. Poznałem to po jej niebiesko-czarnym krawacie. Peter szedł z tą dziewczyną za rękę. Podszedł do nas i zapytał:
- Możemy się dosiąść?
Kiwnąłem głową. Wszyscy ze zniecierpliwieniem czekaliśmy aż chłopak nam przedstawi tę tajemniczą nieznajomą.