sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 30

Mam nadzieję, że mi wybaczycie! Miałam wstawić notkę po zakończeniu roku szkolnego. Mija prawie miesiąc i nic nie ma! :( Ale myślę, że zrekompensuje to Wam baaaaardzo długą notką. :D W sierpniu nie wstawię notki, bo za kilka godzin wyjeżdżam na cały miesiąc. :/ Ale jak tylko wrócę zabieram się za jej pisanie. Znaczy może będę pisać na wyjeździe, ale jeśli nie, to od razu po powrocie piszę i wstawiam. :D Mam nadzieję, że ta notka Wam się spodoba. ;) Mam dla Was propozycję. Co Wy na to, żebym wstawiała notki raz w miesiącu? Wtedy będą one dłuższe i będzie pewność, że je wstawię. Bo jak obiecam np.: na przyszły tydzień, a coś nie wyjdzie to się zawiedziecie. :( Więc będę wstawiała raz w miesiącu, nie będę mówiła kiedy konkretnie. Raz na początku, raz pod koniec miesiąca. ;) Zgadzacie się? :D No się rozpisałam, już kończę. ;) Miłego czytania i pamiętajcie o K.O.M.E.N.T.A.R.Z.A.C.H. :D
***
Oboje usiedli wygodnie na kanapie. Nikt z nas się nie odzywał. Czekaliśmy na moment, w którym usłyszymy imię tajemniczej nieznajomej.
- Zapewne zastanawiacie się, kto to jest.- Zaczął Peter.- To moja dziewczyna, Sophie Blanchard. Jak się już pewnie zorientowaliście jest Krukonką. Jesteśmy razem od dwóch miesięcy.
- Nie jesteś moim adwokatem Peterze. Umiem sama się przedstawić.- Powiedziała ostrym tonem Sophie.
Po tym zdaniu od razu zapaliła mi się tak zwana czerwona lampka. Coś było nie tak z tą dziewczyną. Była zbyt stanowcza i trochę nadęta. Pewnie przez to, jak nam później powiedział Peter, że jej rodzice byli bardzo zamożni, a ona była jedynaczką. Z początku nie zwróciłam uwagi na jej wygląd, ale potem stwierdziłam, że jest dosyć ładna. Była wysoką blondynką o niebieskich oczach i zgrabnej figurze. Dużo mówiła o sobie. Dowiedzieliśmy się, że przeniosła się do Hogwartu, bo jej tata dostał lepszą pracę w Londynie. Bardzo przydatną informacją było to, że interesuje się modą i w swoim dormitorium ma same plakaty modelek. (dopisek autorki: to ma być takie z sarkazmem :)) Nie przypadła mi do gustu, ale musiałam ją tolerować ze względu na Petera. Jeśli on był szczęśliwy to ja też.
***
Sophie nie zabawiła u nas długo, bo jak twierdziła musiała jeszcze odrobić lekcje. Peter poszedł ją odprowadzić, a my zebraliśmy się w żeńskim dormitorium.
- I jak?- Zapytał James.
Wszyscy wiedzieli o co pytał.
- Jeśli mam być szczera to nie zbyt ją polubiłam, ale będę starała się ją znosić dla Petera.- Powiedziałam.
- Ja też.- Oznajmiła Alicja, a Ann i Dor jej przytaknęły.
- A wy? Na pewno wam się podoba co? Przecież jest taka piękna! I ta tona pudru na ryju!- Zakpiła Dor, która nigdy nie była zbyt wylewna w słowach.
- A właśnie! I tu cię zadziwię! Nie podoba mi się w żadnym calu. Jest okropna i przemądrzała. Oby Peter nie zmienił się pod jej wpływem.- Odpowiedział całkiem poważnie, jak na siebie, Syriusz.
- Łapo. Pierwszy raz wypowiadasz się w ten sposób o jakiejś całkiem ładnej dziewczynie.- Powiedział Remus, za co został obrzucony ostrym spojrzeniem przez Ann.
- Zaraz, zaraz! Wyjaśnicie nam o co chodzi z tymi przezwiskami?- Zapytałam
- Przykro mi, ale nie.- Odpowiedział James.
- To jest ściśle tajne, łamane przez nie wiem!- Zażartował Syriusz.
- James.- Powiedziałam robiąc minę zbitego pieska.- Proooszę.
- Jestem za słaby! To przez te twoje oczy! Remus zrób coś!
- Luz. W sumie można im powiedzieć. I tak już połowę wiedzą.- Odpowiedział chłopak.
- Połowę? To właściwie nic.- Wtrącił Syriusz.
- To powiecie czy nie?! To ma jakiś związek z tym, że Remus jest wilkołakiem?- Zapytałam zniecierpliwiona.
- Tak i to duży.- Powiedział ze spokojem Remus.- Zrobili to dla mnie.
- Ale co?!- Krzyknęłyśmy równocześnie.
- Poczekajmy na Petera. Głupio nam pokazać to bez niego.
- James ma rację.- Powiedział Syriusz.
Jakie to było denerwujące nie wiedzieć o czym oni mówią. Spojrzałyśmy z dziewczynami po sobie i jedyne co nam pozostało to wzruszyć ramionami.
***
Mniej więcej po godzinie wrócił Peter i chłopcy zabrali nas na błonia. Było zimno, na dworze ze dwa metry śniegu. Byłam podekscytowana, bo zaraz miałam poznać wielką tajemnicę chłopaków. Zatrzymaliśmy się nieopodal Zakazanego Lasu.
- Zaczekajcie tu.- Nakazał James.
On razem z resztą chłopaków weszli do lasu i ukryli się za jakimś drzewem. Było ciemno, więc nie widziałam za dużo. Domyśliłam się, że Frank nie jest jednym z nich, a nawet wiedział tylko tyle co my. Po chwili dało się słyszeć głosy chłopaków.
- Łapo, czy mógłbyś łaskawie zabrać swój zapchlony zad sprzed mojego nosa?- Zapytał James.
- Nie narzekaj, mogło być gorzej.
Nagle zza drzewa, za którym niedawno ukryli się chłopcy, wyszły zwierzęta. Jeleń, pies, wilkołak i szczur. Podeszłam do jelenia i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- James?- Zapytałam niepewnie, na co ten kiwnął głową.- Po co to wszystko? Jak wy to zrobiliście? To jest zaawansowana magia!- W głowie miałam tysiące myśli i pytań.
- Nie krzycz, bo jeśli ktoś nas zobaczy będzie źle.- Powiedział Syriusz- pies.- Wiecie, że nie możecie się nikomu wygadać? To będzie nasza wspólna tajemnica.
Wszyscy jednocześnie kiwnęliśmy głowami. Jeszcze przez chwilę staliśmy po prostu patrząc na naszych kolegów. Potem chłopcy poszli znów się przemienić.
***
- Nie było łatwo z początku wyczarować patronusa, ale po kilku godzinach ciężkiej pracy się udało.- Opowiadał James.- Byliśmy tak zdeterminowani, że nie robiliśmy sobie żadnych przerw, a ćwiczyliśmy dosyć długo. Ile to było? Dziewięć godzin? Tak, chyba tak. Cała noc.
Siedzieliśmy znów w żeńskim dormitorium. Dochodziła dwudziesta trzecia.
- Dobra chodźmy już spać, bo jutro mamy OpCM i McMillan na pewno da nam popalić, jeśli będziemy niewyspani.- Powiedziała Ann.
Frank i Remus pożegnali się ze swoimi dziewczynami (d.a. chyba wiadomo jak :P).
- Rzyyyyygam!- Krzyczał Syriusz.- Skończ się lizać Remi i lecimy!- Ten to zawsze wiedział jak nas rozśmieszyć. Chłopcy powiedzieli wszystkim dobranoc i poszli do siebie.
***
- Jeszcze tylko parę lekcji i pojedziemy do domu na święta!- Szepnęła do mnie Dor. Siedziałyśmy na lekcji OpCM-u. Profesor Korneliusz McMillan opowiadał o zaklęciu patronusa. Od razu pomyślałam o chłopakach, a raczej Huncwotach, bo tak się nazywali. Oni nie będą mieli problemu z tym zaklęciem.
- Panno Evans! Rozumiem, że Obrona Przed Czarną Magią nie jest pani ulubionym przedmiotem, ale mimo wszystko należy uważać na lekcji! Może chce się pani ze mną zamienić? Ja sobie posiedzę, a pani poprowadzi lekcję?
- Nie. Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.- Powiedziałam, spuszczając głowę.
- Dobrze, dobrze. Zapraszam panią na środek. A do pary podejdzie.. Może ty młodzieńcze.- Wskazał na Jamesa. Chłopak podszedł, a McMillan nakazał nam przećwiczyć zaklęcie.- Najpierw zacznie młoda dama. Pamiętaj, mów głośno i wyraźnie i myśl o jakimś bardzo szczęśliwym wydarzeniu.
Pomyślałam o tym jak dostałam pierwszy list z Hogwartu. Starałam się wypełnić całą siebie tym wspomnieniem. Wzięłam głęboki oddech i wypowiedziałam:
- Expecto Patronum!
Nie sądziłam, że od razu mi się uda i właśnie tak było. Niby zaświeciła się na końcu różdżki jakaś smuga niebieskiego światła, ale nic poza tym.
- Niech się pani nie martwi, panno Evans i tak to już jest coś.- Powiedział McMillan.- Niech pani spróbuje jeszcze raz.
Znowu machnęłam różdżką i wypowiedziałam zaklęcie. Tym razem z mojej różdżki wyskoczyła łania i przemknęła między ławkami.
- Świetnie!- Krzyknął McMillan.- Teraz pan, panie Potter.
James jakby od niechcenia machnął różdżką i wypowiedział zaklęcie. Z różdżki wyskoczył jeleń i zaczął biegać po sali. Profesor spojrzał na nas dziwnym wzrokiem.
- Nigdy wcześniej nie ćwiczyliście tego zaklęcia?- Zapytał z niedowierzaniem, na co my pokręciliśmy głowami.
Patrzył to na mnie, to na Jamesa. W końcu zwrócił wzrok w moją stronę i puścił do mnie oczko.
- Ciekawe, ciekawe.- Powiedział po chwili milczenia.
- A co jest takie ciekawe?- Zapytałam.
- Zapewne wkrótce się pani dowie panno Evans. A tymczasem Gryffindor otrzymuje dwadzieścia punktów, za świetną prezentację.
Lekcja się skończyła, a my wyszliśmy, kierując się do lochów na Eliksiry.
- James o co chodziło McMillanowi? Co jest takie ciekawe?
- W świecie czarodziejów są zabobony i jednym z nich jest "Patronusowe przeznaczenie". Idiotyczna nazwa, ale co poradzisz? Ludzie wierzą, że jeśli dwie osoby mają tego samego patronusa lub będą one ze sobą w jakiś sposób powiązane to te osoby będą kiedyś razem. Osobiście uważam, że to idiotyzm, ale o gustach się nie dyskutuje. W innych okolicznościach byłbym się cieszył, ale teraz, jak wiem, że nigdy się ze mną nie umówisz ..
- Kto powiedział, że nigdy?- Zapytałam.
- Hmm.. No nie wiem. Ty? Cytuję: wolałabym umrzeć niż się z tobą umówić.
- Ach no tak, faktycznie.- Byłam trochę zakłopotana i nie wiedziałam co powiedzieć.
Po chwili James objął mnie ramieniem i powiedział:
- Doobra nie roztrząsajmy tego tematu. Nie jestem w twoim typie, rozumiem.
Był słodki i czuły, ale czasami strasznie wkurzający. Coś do niego czułam, ale jeszcze nie wiedziałam co to było. Utrzymywaliśmy stosunki czysto przyjacielskie, ale tak dla zasady musieliśmy się wyzywać i w ogóle, żeby nie stracić reputacji „tej złej pary”.
***
Nim się obejrzałam już siedziałam w samochodzie razem z moimi rodzicami. Opowiedziałam im wszystko ze szczegółami. Tata oczywiście posmutniał, gdy się dowiedział o Billu, ale uspokoiłam go tym, że na razie daję sobie spokój z chłopakami. Święta? Jak co roku. Wigilia w domu, a pierwszy i drugi dzień świąt u babci i dziadka. Sylwester. W tym roku rodzice się nigdzie nie wybierali, Petunia też, więc powitaliśmy Nowy Rok wszyscy razem. Moje stosunki z siostrą były nadal takie same. Nie liczyłam na jakąkolwiek zmianę, ale życzenia noworoczne nie były złośliwe, więc przynajmniej o tyle dobrze.
***
Tak jak planowaliśmy Sylwestra spędziliśmy we dwoje. Moi rodzice wyjechali do znajomych, więc mieliśmy cały dom dla siebie. Frank kazał mi się przygotować, podczas gdy on zrobi kolację. Ubrałam się w krótką, czerwoną sukienkę, włosy spięłam w kok. Weszłam do jadalni, a tam czekała mnie bardzo miła niespodzianka. Nie sądziłam, że będzie to romantyczna kolacja przy świecach. Po środku stołu stał bukiet czerwonych róż, po jego obu stronach były długie, białe świeczki. W powietrzu unosił się, nieznajomy mi dotąd, zapach. Jak się później okazało Frank przygotował makaron polany sosem z owoców morza. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie jadłam. Smakowało mi wszystko, jednak nie odważyłam się zjeść ośmiorniczek. Obrzydzały mnie ich macki, których na domiar złego było osiem. Po zjedzonej kolacji, Frank włączył na DVD komedię romantyczną. Siedzieliśmy bez przerwy przytuleni, często się całowaliśmy. Było cudownie. Taki Sylwester sobie właśnie wymarzyłam.
***
Jak to mówią, święta, święta i po świętach. Spędziłam je, jak co roku, z rodziną. Niedługo po powrocie do Hogwartu miał się odbyć mecz Gryffindor- Ravenclaw. Umówiłam się ze Stanem, że pójdziemy na niego razem. Przez całą przerwę świąteczną korespondowaliśmy i dzwoniliśmy do siebie. On jest świetnym przyjacielem, mogę mu się wygadać bez obawy, że dowie się o tym ktoś inny. Kocham moje przyjaciółki, ale nie mogę porównywać damskiej przyjaźni do MĘSKO-damskiej. To są dwie różne rzeczy. Pewnie dziewczyny się wkurzą, że się z nim umówiłam, ale wyjaśnię im, że Stan był pierwszy i głupio jest mi odmówić. Może zrozumieją, jednak postanowiłam im powiedzieć, żeby nie było później jakichś nieprzyjemności. Zaraz po lekcjach poszłyśmy wszystkie do pokoju wspólnego, bo postanowiłyśmy razem odrabiać lekcje. Cały czas myślałam jak im powiedzieć, że umówiłam się ze Stanem na mecz. Zawsze razem wymyślałyśmy okrzyki, przygotowywałyśmy się, a teraz będą robić to wszystko beze mnie. Nawet nie będę obok nich siedzieć, bo Stan chce, żebym poznała jego kolegów z Hufflepuffu. Nie powinny być złe, jeśli im wyjaśnię. Po godzinie rozmyślań, postanowiłam zacząć rozmowę.
- Ej słuchajcie, muszę wam coś powiedzieć.
- Co jest Dor?- Zapytała Lily.- Wymyśliłaś już okrzyk na jutrzejszy mecz? Ja jeszcze nie, ale zrobimy to pewnie wszystkie razem po kolacji no nie?- Powiedziała z uśmiechem.
- Ja kompletnie zapomniałam o tym.- Odpowiedziała Ann.- No wiesz święta, rodzina, Remus. Ale co to dla nas w końcu!- Śmiała się.
- Ja pamiętałam o tym, ale szczerze? Nie chciało mi się myśleć. Wolałam odpocząć i tak naprawdę miałam cichą nadzieję, że będziemy to robiły razem.- Również śmiała się Alicja.
Dziewczyny w ogóle nie dały mi dojść do słowa. W końcu postanowiłam im przeszkodzić w tej dyskusji, żeby mieć to jak najszybciej za sobą.
- Idę na mecz ze Stanem.- Powiedziałam na jednym wydechu.
Przez dłuższą chwilę żadna z nich się nie odzywała. Te milczenie przerwała Lily, na którą najbardziej liczyłam, że mnie zrozumie.
- Ale okrzyki wymyślamy razem tak? W tym się nic nie zmienia? Tak jak w tym, że rano po prostu z nim pójdziesz, ale przygotowywać się będziemy razem? Zawsze tak robimy przed meczami.
- Wiem! Niestety was chyba rozczaruję.- Emocje wzięły nade mną górę. Rozpłakałam się i wybiegłam z pokoju, chwytając w biegu kurtkę i szalik.
Biegnąc w stronę wyjścia z zamku wpadłam na Stana.
- Ej mała co się dzieje?- Zapytał, chwytając mnie za ramiona.- Czemu płaczesz?
- Powiedziałam dziewczynom, że to z tobą idę na mecz i jakoś tak puściły mi nerwy.
- Czekaj nie rozumiem. Nie pozwoliły ci?- Pokręciłam głową.- To o co chodzi?
- Po prostu zawsze przed meczem razem się przygotowywałyśmy i w ogóle, razem kibicowałyśmy na trybunach, a teraz będą to robić beze mnie!
- Jeśli nie chcesz iść ze mną na mecz to powiedz. Przecież cię nie zmuszę, tylko myślałem, że byś chciała poznać moich przyjaciół, ja już twoich poznałem.
- Nie! Ja chcę iść z tobą na mecz! Nie mogę całego swojego czasu poświęcać dziewczynom. One to zrozumieją, a jak nie to trudno.
- Nie chcę, żebyście się przeze mnie kłóciły.
- Spokojnie. Jeśli cokolwiek się stanie to nie przez ciebie, tylko przeze mnie, tak?
Stan pokiwał głową i mnie przytulił.
- Co powiesz na krótki spacer?- Zaproponował, a ja się zgodziłam.
***
Ten „krótki spacer” trwał ponad godzinę. Stan wiedział, że potrzebuję w tym momencie kogoś z kim mogę pogadać, nie bojąc się, że mnie wyśmieje lub się obrazi. Opowiedziałam mu o wszystkim, a potem chłopak mnie odprowadził. Tuż przed obrazem Grubej Damy Stan zatrzymał mnie na chwilę.
- Słuchaj.- Był ewidentnie zakłopotany.- Wiem to dopiero za miesiąc, ale chciałbym wiedzieć już, żebyś zarezerwowała sobie termin i w ogóle .. Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale .. Hmm ..
Podczas, gdy on szukał odpowiednich słów, ja się zorientowałam, że już za miesiąc są walentynki. Wiedziałam, że chce mnie zapytać czy pójdę z nim na randkę. Był moim przyjacielem i nie chciałam tego zmieniać. Nie chciałam też robić mu nadziei, ale z drugiej strony nie chciałam go ranić.
- Tak.- Odezwałam się po chwili namysłu.
Stan, który do tej pory miał wzrok wbity w ziemię, spojrzał na mnie zdziwiony, jednak widziałam ten błysk w jego oczach.
- Ale ja jeszcze nie ..
- Wiem o co ci chodzi z chęcią pójdę.- Powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.- Jutro rano przyjdę pod waszą wieżę. Tak gdzieś około ósmej trzydzieści.
Przeszłam przez obraz Grubej Damy, zostawiając Stana zdziwionego, a zarazem szczęśliwego oraz czerwonego na twarzy.
***
Weszłam do pokoju, nie zdążyłam się rozebrać, a już ktoś rzucił mi się na szyję. Po rudych włosach rozpoznałam, że to Lily.
- Dor posłuchaj nie miało to zabrzmieć jak jakieś wyrzuty, że z nim idziesz. Chciałam tylko jakby zapytać, czy będziesz z nami się przygotowywać. Wiem głupio wyszło, ale wiedz, że nie mamy nic przeciwko, żebyś szła na mecz ze Stanem. W końcu tylko z nim idziesz, ale siedzimy i tak razem!- Zaśmiała się niepewnie.- Prawda? Dor?
Pokręciłam tylko głową. Nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa, czułam, że za chwilę znów się rozpłaczę.
- Och .. Nie no spoko. Przecież rozumiemy.- Ruda powiedziała to w liczbie mnogiej, chociaż dziewczyn w pokoju nie było.
Wiedziałam, że była zawiedziona, ale nie miałam zamiaru zmieniać zdania. Obiecałam Stanowi, że z nim pójdę i tak będzie.
- Wiem, że jesteś zła, ale ja zdania nie zmienię. Sorki.
Od tego momentu Lily się do mnie nie odezwała do końca dnia, a wręcz traktowała mnie jak powietrze.
***
Wstałam dosyć wcześnie, bo około siódmej. Miałam jeszcze mnóstwo czasu do spotkania ze Stanem, więc postanowiłam chwilę dłużej poleżeć w łóżku. Myślałam o wczorajszej kłótni z Lily. Nigdy nie było takiej sytuacji, żeby się do mnie nie odzywała. To musiało ją naprawdę zranić. Nie miałam jednak wyrzutów sumienia. Pierwszy był Stan i już. Nie zamierzałam tego zmieniać tylko po to, żeby Lily się na mnie nie gniewała. „Skoro jest moją przyjaciółką to nie powinna się obrażać o coś takiego. W końcu sama mówiła, że od zawsze razem chodzimy na mecze i kibicujemy, więc ten jeden raz mogę jakoś to zmienić?” powiedział mi cichy głosik w głowie. Postanowiłam, że ja pierwsza się nie odezwę ani nie przeproszę, bo nie mam za co. Nawet nie wiem kiedy, ale na chwilę przysnęłam i obudził mnie trzask drzwi łazienkowych. Rozejrzałam się po pokoju i stwierdziłam, że Lily już nie śpi. Byłam ciekawa czy się do mnie odezwie jak wyjdzie. Moje łóżko było najbliżej łazienki, więc specjalnie usiadłam, czekając na swoją kolej. Gdy Ruda wyszła w końcu z łazienki, a trwało to pół godziny, nie usłyszałam od niej nawet krótkiego „cześć”. To znaczy usłyszałam, ale to nie było do mnie tylko do pozostałych dziewczyn. Bez słowa, więc wstałam i poszłam się ogarnąć. Umyłam się, ubrałam, pomalowałam lekko rzęsy i wyszłam z łazienki. Wzięłam ze sobą kurtkę i szalik Gryffindoru i poszłam pod pokój wspólny Puchonów.
***
Mecz oczywiście zakończył się wygraną Gryfonów. Ale muszę przyznać, że Puchoni nie grali tak źle, ponieważ gdyby nie to, że James złapał znicz mielibyśmy remis 70:70. Jak po każdym, wygranym meczu odbyła się impreza w naszym pokoju wspólnym. Tym razem zapytaliśmy o zgodę profesora Dumbledora. Było świetnie, przetańczyłam z Jamesem prawie całą noc. Oczywiście próbował mnie podrywać, ale ja się nie dałam. Ogólnie jest z niego fajny przyjaciel.
***
Walentynki. Cały zamek został przystrojony z tej okazji różowymi serduszkami, a z sufitu w Wielkiej Sali spadały bez przerwy różowe i czerwone serpentyny. Podczas śniadania Kupidyn rozdawał walentynki. Każdy uczeń dostał od dyrektora małą walentynkę z napisem „Wesołego Walentego”, miły gest. Poza tym każdy dostawał od swoich cichych wielbicieli, więc oczywiście Lily dostała od Jamesa dziesięć i w każdej była prośba o randkę. Od meczu minął już miesiąc, a ona nadal się do mnie nie odzywała. Miałam kilka razy ochotę, żeby do niej podejść i zwyczajnie ją przytulić, ale potem myślałam, że to ona powinna to zrobić. W końcu ja w niczym nie zawiniłam. Późnym popołudniem byłam umówiona ze Stanem. Sam przygotował kolację przy świecach, podczas której dał mi pluszowego misia z serduszkiem. Było mi głupio, że ja dla niego nic nie mam, jednak on mnie zapewnił, że nic nie szkodzi. Było cudownie. Świetnie spędziliśmy razem czas. Po kolacji odprowadził mnie pod obraz Grubej Damy i tam zadał pytanie, którego nie chciałam usłyszeć z jego ust.
- Dor, zostaniesz moją dziewczyną?
Tak bardzo nie chciałam go zranić odpowiedzią, a jednak nie mogłam się zgodzić. Po pierwsze był tylko przyjacielem, po drugie nie w moim typie, po trzecie podobał mi się ktoś inny.
- Posłuchaj- wzięłam go za rękę- nie chcę, żeby moja odpowiedź cię mocno dotknęła, chociaż tak pewnie będzie. Jesteś świetnym przyjacielem, potrafisz mnie wysłuchać i pocieszyć, zawsze masz dla mnie czas, gdy tego potrzebuję, ale nic z tego nie będzie. Przepraszam.
Spuściłam głowę i odwróciłam się w stronę obrazu. Już miałam wypowiedzieć hasło i wejść do środka, gdy Stan złapał mnie za rękę.
- Rozumiem, nie martw się. Byłbym zdziwiony, gdybyś się zgodziła, bo widzę jak patrzysz na Blacka, a on na ciebie. Może nie macie jakichś super relacji, ale mimo wszystko pewnie się sobie podobacie. Co? Nie mam racji?
- Masz, masz.
- No właśnie.- Przytulił mnie.- Idź teraz do niego i mu powiedz, co czujesz. Masz coś do stracenia?
- Tak. Relacje z nim. Może tak jak mówisz nie jesteśmy przyjaciółmi, ale przyjaźnię się z Jamesem, Remusem, trochę z Peterem i dziewczynami, on z nimi też, więc jak się spotykamy razem to on też jest i nie chcę, żeby przez to, że mu powiem, że mi się podoba przestał z nami przebywać, albo odciągał chłopaków od nas. Rozumiesz?
- Rozumiem, ale skąd wiesz, że tak będzie? Mówiłem ci przed chwilą, że widzę jak on na ciebie patrzy, jak siedzisz obok, jak przechodzisz, jak jesz, jak siedzisz na lekcjach. Wierz mi lub nie, ale jestem chłopakiem i wiem co takie spojrzenie oznacza.- Mrugnął do mnie.
- Może kiedyś mu powiem, ale raczej nie dziś, a teraz idę, bo jeszcze muszę odrobić lekcję. Dziękuję, za wszystko.- Dałam mu całusa w policzek i poszłam.
***
Po prostu jak na zawołanie, gdy wchodziłam po schodach do dormitorium, wpadłam na Syriusza.
- O, hej.- Powiedział.
- No hej. Co tam? Dawno nie rozmawialiśmy.
- No nie. U mnie jakoś leci, walentynki spędzam samotnie, pierwszy raz!- Śmiał się.- Ja! Rozumiesz? Ja! No, ale widzę, że ty nie? Dla kogo się tak wystroiłaś?
- Dla chłopaka.- Uśmiechnęłam się.
- Powiadasz?- Zrobił zdziwioną minę i przepuścił na schodach jakiegoś pierwszaka.- Ej masz chwilę?
- Jasne, czemu pytasz?
- A przejdziemy się?- Uśmiechnął się, a ja kiwnęłam głową.- Tylko ubierz się cieplej, bo zrobiło się zimno wieczorem.
Po pięciu minutach zeszłam do niego, ubrana w ciepłą kurtkę i szalik. Poszliśmy oczywiście na błonia, na spacer. Początkowo rozmawialiśmy o meczu, a ja mu opowiedziałam o sytuacji z Lily.
- Wiem, że masz swój honor, bo jesteś twardą kobietą, ale nie uważasz, że to bezsensowne kłócić się o taką głupotę?
- Uważam, ale nie ja to zaczęłam, to ona się obraziła. I po co? Nie mogę umówić się z przyjacielem na mecz chociaż raz? Sama mi mówiła, że od zawsze razem wszystko robimy, więc chyba ten jeden raz mogę coś zmienić?
- No w sumie masz rację, ale tak czy siak jestem zdania, że powinnaś z nią POGADAĆ, nie przepraszać, bo nie masz za co, faktycznie, ale poprosić o rozmowę i od słowa do słowa samo jakoś wyjdzie.
- Niech ci będzie.- Powiedziałam i szturchnęłam go lekko ramieniem.
- Tak naprawdę chciałem z tobą o czym innym porozmawiać.
- Tak? O czym?
- Bo .. Wiesz .. A w sumie to nie ważne.- Poczerwieniał trochę na twarzy.
- Ej, co jest? Zacząłeś temat to skończ, bo nie będę mogła spać.
- No dobra. Uważaj, walę prosto z mostu i zrozumiem, jeśli ty myślisz o mnie inaczej ... Podobasz mi się.
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej.- Widać było, że się trochę rozluźnił. Nie wiedziałam, że aż tak go peszę.
- Skoro jest godzina wyznań to powiem ci, że ty mi też się podobasz.
„Problem rozwiązany. Dzięki Stan.” pomyślałam.
- Wow. To świetnie. Myślisz, że mogłoby coś z tego być? No wiesz ty i ja. Mam wrażenie, że do siebie nie pasujemy. Ja robię kawały i się nie uczę praktycznie. Ty lubisz się uczyć i kawały cię denerwują i wiele innych rzeczy. To nie współgra.
- Przeciwieństwa w końcu się przyciągają prawda?- Uśmiechnęłam się i poczułam, że robię się czerwona na całej twarzy, aż mi było wstyd.
Syriusz nic nie powiedział, tylko się nade mną nachylił i mnie pocałował. Ten wieczór zapamiętam na zawsze.
***
Teoretycznie żadne z nas nie zaproponowało, żebyśmy zostali parą, ale po pocałunku mam wrażenie, że jesteśmy. Jeszcze przez około dwie godziny spacerowaliśmy i rozmawialiśmy. Potem powiedziałam mu, że chciałabym jeszcze dziś porozmawiać z Lily. Chłopak zgodził się i oznajmił mi, że Lily jest w bibliotece. Odprowadził mnie pod same drzwi i powiedział.
- Ja już idę do siebie i raczej jutro się zobaczymy nie?- Kiwnęłam głową.- Dobranoc moja dziewczyno.
- Dobranoc mój chłopaku.- Syriusz pocałował mnie w czoło. To było takie słodkie.
Kto by się spodziewał, że taki łobuz i podrywacz będzie ze mną i w dodatku będzie taki słodki i czuły. Od tego momentu nie miałam wątpliwości, że jesteśmy razem. Gdy Syriusz zniknął mi z pola widzenia, weszłam do biblioteki. Od razu zobaczyłam Lily, jej rude włosy można było zobaczyć z kilometra. Podeszłam do niej i powiedziałam:
- Hej. Masz czas?
Zero reakcji.
- Zapytałam cię o coś. Lily!
Nadal nic.
- Nie to nie. Nie musisz ze mną gadać. Siema.
Ona doskonale wiedziała, że gdy mówię „siema” jestem strasznie wkurzona. Przez chwilę specjalnie szłam wolno, bo myślałam, że może mnie zatrzyma, gdy się tak nie stało, po prostu wyszłam. Jednak ledwo odeszłam od drzwi, ktoś złapał mnie za ramię.
- Poczekaj.- To była Lily.- Co chciałaś?- Zapytała chłodnym tonem.
- Jeśli masz mi robić łaskę, że ze mną porozmawiasz po miesiącu, to nie rozmawiaj w ogóle.
- Nie robię ci łaski.- Zmieniła ton na łagodniejszy.
Stałyśmy chwilę w milczeniu. Ja wpatrywałam się w okno, które było za Lily, ale czułam, że Ruda patrzy na mnie.
- Przepraszam.- Przerwała ciszę Lily.- Sama nie wiem czemu się obraziłam, w końcu miałaś prawo iść ze Stanem na mecz. Wiem, jestem obrażalska, ale wybacz mi.- Widziałam smutek w jej oczach.- Wybaczysz? Proszę ..
- No pewnie, że wybaczę ciołku! Przecież cię kocham!- Przytuliłam ją. W końcu odzyskałam moją Lily.
- Poczekaj zabiorę rzeczy z biblioteki i idziemy do Pokoju Życzeń.
Siedziałyśmy w Pokoju Życzeń bardzo długo, rozmawiając. U Lily nic nowego się nie wydarzyło za to ja nawijałam i nawijałam. Gdy doszłam do momentu pocałunku z Syriuszem, Lily dosłownie opadła szczęka.
- No, no, no. Nieźle.- Uśmiechnęła się.- Niech wam się poszczęści.
- Dzięki.- Przytuliłyśmy się i wróciłyśmy do dormitorium.
Od razu poszłam się przebrać w piżamę. Zorientowałam się, że nie odrobiłam jeszcze lekcji, więc poszłam spać dopiero koło trzeciej nad ranem.